Searching...
wtorek, 12 czerwca 2012

Tallia kart

Tallia Storm, małolata z Glasgow pojechała z rodzicami na wczasy na Hawaje.
Tam wypatrzyła w tłumie Davida Furnisha, partnera Sir Eltona Johna.
Wręczyła mu swoją płytę demo, myśląc sobie "Teraz albo nigdy!"
David przekazał płytę mężowi, mąż się zachwycił i już następnego dnia złapał za telefon by zaprosić Tallię na swój koncert.
Nie w roli widza, ale suporterki, rozpoczynającej jego czerwcowy koncert w Falkirk.
Sytuacja była tak surrealistyczna, że Tallia na chwilę zaniemówiła.
Szybko jednak otrząsnęła się z szoku i powiedziała niesakramentalne 'Tak!'
Koncert odbył się wczoraj.
15 000 fanów Sir Eltona mogło podziwiać rozliczne talenty trzynastolatki przed koncertem gwiazdy głównej.
Przeczytałam dziś tę wiadomość w porannym Metrze i pomyślałam sobie: "Skubana!"
Wiedziała dziewczyna jak rozegrać swoje karty.
Podziw jak malowany nie schodził mi z twarzy.
Jak zaczęłam wieczorem trochę szperać w internecie, to okazało się, że Metro - zgodnie z zasadą 'im bardziej sensacyjnie tym lepiej' - przekoloryzował owszystko tak, że aż strach, kreując sprawę na absolutny przypadek w stylu Kopciuszka.

Tallia Storm (naprawdę Natalya Storm Hartman), nie jest jednakże jakaś zwykłą małolatą, która ni z gruszki ni z pietruszki nagrała sobie demo, praktykując uprzednio przed lustrem w sypialni z marchewką w roli mikrofonu.

Ojcie Tallii prowadził studio nagraniowe, dziewczyna obracała się więc w środowisku od lat.
Chłonęła atmosferę, nagrywała, wrzucała swoje kawałki na Myspace, budowała swój wizerunek gromadząc sobie grono wiernych fanów.
Jednym słowem, korzystała z dobrodziejstw inwentarza.
Gdyby nie tatusiowa firma, nawet sam Elton John by nie pomógł.


Czy aby jednak na pewno?
Tallia, której śpiew ni ziębi mnie ni grzeje, dała mi jednak do myślenia.
Temat nie nowy, ale odpowiedzi wciąż brak: Co wpływa na nasze losy?

Czy to kombinacja sił wyższych, zbiegów okoliczności, szczęśliwych gwiazd, bycia w odpowiednim czasie w odpowienim miejscu (lub odwrotnie)?

Czy pewne wrodzone predyspozycje, geny, zdolności?
Jakiś wewnętrzny pęd i determinacja dana tylko nielicznym?
Bo ciężka praca na pewno.
Dlaczego niektórym wystarczy niewielka zachęta, a już są gotowi, by działać, a innym nie pomaga ciągłe powtarzanie, że są dobrzy, że na pewno im się uda, że muszą uwierzyć w siebie?
Dlaczego dla niektórych przeszłość, doświadczenia z dzieciństwa (dobre czy złe) staje się trampoliną do sukcesu, a za innymi ciągnie się jak kula u nogi?
I wreszcie - czy można zmienić wcześniej ukształtowany sposób postępowania?
Jakbym zapytała się was, który z powyższych 'składników' przydaje się najbardziej - pewnie odpowiedzielibyście chórem, że kombinacja wszystkich byłaby najbardziej pożądana.
Zapytam się więc przewrotnie: Co najbardziej utrudnia osiągnięcie sukcesu?
(Sukcesu na miarę naszych marzeń i potrzeb.)
Brak szczęścia? Brak naładowanych w dzieciństwie akumulatorów? Brak wrodzonych predyspozycji? Brak odwagi, by podjąć pewne decyzje? Brak pieniędzy i znajomości? Bagaż wyniesiony z domu?
Co nie pozwala nam dać 'naszego demo' jakiemuś Eltonowi Johnowi?
Ps. A propos Eltona Johna, to przypomniał mi się ciekawy wpis firmowany niejako tym samym nazwiskiem (a przynajmniej zdjęciem :)), który jest jak najbardziej w jednej linii z moimi wywodami, dlatego też polecam go Waszej uwadze: KLIK

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!