Searching...
środa, 21 września 2011

Ludu pracujący!

Jest 23:46 czasu londyńskiego, gdy zaczynam pisać te słowa.

Przed 17-toma minutami weszłam do domu, po spędzeniu 4 godzin w pociągu, który utknął w szczerym polu, bo popsuła się sygnalizacja.

To znaczy, nie do końca były to 4 godziny w jednym miejscu.

Najpierw przyjechałam na stację, by 'nie odnaleźć' tam mojego pociągu. Pomyślałam, że pewnie źle sprawdziłam rozkład jazdy. Natępny pociąg miał być za 35 min, więc postanowiłam poczekać.

Stałam na stacji ponad pół godziny, poddając swoją zmaltretowaną cerę odświeżającej bryzie deszczu (bo wiało tak, że pod wiatę wpadało równo), żeby z kurw... przykrością stwierdzić, że pociągu njet.
I informacji też njet.
Tylko że jakaś pani z automatu jest very sorry. No już jej wierzę.


Sprawdziłam w necie, że jeśli wrócę się o 2 stacje, to złapię pociąg wcześniejszy (bo z tej stacji miał być za godzinę). Tamtem pociąg z kolei się tu nie zatrzymywał. Angielska logika - pociąg jedzie z daaaaleka do centrum Londynu. Zatrzymuje się tylko na kilku stacjach. W tym są dwie, położone bardzo blisko siebie stacje, na których można przesiąść się na linię metra (tę samą!). Pociągi jednak zatrzymują się raz na jednej stacji, raz na drugiej (czyli np. ten o 16:30 zatrzymuje się tylko na stacji X, a ten o 17:00 tylko na stacji Y, a następny znów na X, co wcale nie znaczy, że jeszcze następny będzie ze stacji Y - bo akurat też może być z X :)).
Trzeba więc polować.


Nevermind.

Gdy wysiadałam z metra, pociąg już stał na peronie obok.
Dałam więc dyla i potruchtałam z wielokilogramowym plecakiem w dół i w górę, myśląc, że może pan motorniczy mnie widział i że może poczeka ...

Poczekał.
Nie na mnie konkretnie, ale na instrukcje, co dalej z tą - jak się okazało - popsutą sygnalizacją świetlną.


Pociąg był zapchany ludźmi (skład z kilku pociągów, jak się domyślam, bo normalnie o tej porze są luzy), którzy intensywnie śledzili moje pobrykiwania na peronie.

Wpadłam jak bomba, wykonując lamparci skok w przerażeniu, że drzwi się zaraz zatrzasną miażdżąc mnie lub mój wielbłądzi plecak.

Udało się. Wyhamowałam ostro, a potykając się wpadłam na jakiegoś skonsternowanego dżentelmena, niemalże cmokając go w policzek.
Wolne miejsca były tylko w środku przedziału, gdzie ledwo co się przedarłam.
Zwaliłam się na fotel, zdyszana, zmemłana i czerwona jak świnia (jak widzicie, jakoś w ogóle czułam się zwierzęco :)). Wcisnęłam się między tych wszystkich cholernych wypicowanych facetów , po których w ogóle nie widać było całodniowego zmęczenia (pięknych, przystojnych, w spodniach w kancik, w czystych butach itp.), którzy z wrodzoną sobie dyskrecją obserwowali mnie kątem oka.

Zainteresowanie - jak podejrzewam - wzbudził mój sap.

W przeraźliwej ciszy oczekujących flegmatycznie na info od maszynisty Anglików moje dychanie brzmiało wyjątkowo donośnie.
 

Zaczęłam żuć gumę, żeby jakoś ukryć to łapczywe oddychanie przez usta (tchu brakło, oj brakło starej babie).
A serce waliło mi tak, że chyba trzęsły się wszystkie okoliczne siedzenia.
O zapachu, jaki wydzielałam, wolę nie myśleć.

w tej ciszy jeszcze dobre pół godziny czekając na info.
Jak na złość ciszę przerwał dzwonek mojego telefonu. Zadzwonił mąż (stęskniony, czy co?) - ale nie dane było mi z nim długo porozmawiać, gdyż nie lubię wydzierać się po polsku w pociągu (znowu wszystkie gały na mnie), a po drugie ... siadła mi bateria.

Po drodze mieliśmy jeszcze parę postojów...
A jutro, przepraszam - dzisiaj, za 5,5 godz. pobudka wstać, koniom wody dać ...

Będę dzielna i pójdę się umyć.
Nie usnę dzisiaj na sofie.
Nieee uuusnę dzisiaj na soo--fie.
Nieee ... na sooofie.
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeejpdjmf0opuy4837-q.'\/.,'.;[l];.;\'\''';'oi;o'p[]p][][l......=ll'\/\ ];/g'\., ',ml;kf;g.b,'\;\'[';/////////////////////////////////////////////////////////////////////////



środa, 21 września 2011



2011/09/21 09:38:41
No jest lepiej, unifikacja Europy postępuje, ale ...
informacja z automatu, ale jednak była
wolne miejsce może w środku przedziału ale się znalazło
słowem Mazawieckim Przewozom Regionalnym nie dorasta to jeszcze do pięt
ale współczuję, 4 godziny to niezły hardcore

2011/09/21 13:43:01
oj. Stawiam kawę. Sobie tez, bo u mnie również jest fajnie.

2011/09/21 14:35:25
@ninga, fajnie by było, jakby powielane były jakieś pozytywne wzorce :)
Ja jednak mimo wszystko bronię angielskich kolei (zobaczymy, jak długo się nie dam :))

@veni, dzięki za kawkę - ja się mogę odwdzięczyć herbatą chai po hindusku :))



0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!