Searching...
niedziela, 17 marca 2013

Kiedy Don Kichot zamienia się w Dulską?

Nie będę was trzymać w niepewności.
Suspensu dziś nie będzie.
Nie ma sensu bawić się w dramaturgie czy dygresje, żeby znaleźć odpowiedź na tytułowe pytanie.
Brzmi ona bowiem najzwyczajniej na świecie: NIE WIEM.


Nie mam pojęcia jak to się dzieje, że stopniowo, powoli, niepostrzeżenie człowiek chowa gdzieś na dno szuflady pewne marzenia, przestaje dostrzegać wiatraki, obcina różowe włosy, a na nogi zakłada kapcie z puszkiem.

Dlaczego przestaje farbować sobie buty żółtą akwarelą, zdejmuje okulary bez szkiełek nie widząc już w nich nic zabawnego, zamienia Rosynanta na starego Trabanta, który i tak wydaje się awansem społecznym w porównaniu ze steraną szkapą.

Co sprawia, że zamiast wydać ostanie pieniądze na najnowszą premierę na West Endzie odkłada na zestaw Rosenthala, choć wie, że wymuskane filiżanki i tak się będą kurzyć przez 362 dni w roku (pominąwszy Wigilię, Wielkanoc i wizytę teściowej)?

W którym momecie uświadamia sobie, że czas najwyższy zamknąć paszczę na kłódkę, że jego opinie i tak nikogo nie obchodzą, a już na pewno nie są w stanie spowodować jakiekolwiek zmiany?
Kiedy zauważa, że on i sofa to jeden byt?

Kiedy zaczyna być wcieleniem swojej matki lub ojca, powtarzając tak znienawidzone kiedyś kwestie jako prawdy objawione?
Kiedy Sanczo Pansa staje się już tylko pozycją na liście znajomych na facebooku, a Felicjan wysyłany z domu na co raz dłuższe spacery znajduję sobie jakąś inną Anielę (mniej wymagającą, głupszą, ale za to z wiecznie przyklejonym uśmiechem i dużym biustem)?


Nie wiem kiedy, ale - przyznacie sami - nadchodzi taki moment, gdy większość z nas łapie się na tym, że marzeń w jego życiu, jak na lekarstwo, że nie ma żadnego celu, do którego się dąży, że powtarzalność codziennych czynności wciska nas co raz bardziej w utrate koleiny.
Tak jest łatwiej.
Bo lata lecą i trzeba coś z tym życiem zrobić, bo dzieci, bo pieniądze, bo pozycja społeczna, bo zniechęcenie.
Ubieramy to w ładne słowa, szukamy usprawiedliwień przed samym sobą, odnajdujemy co raz to inne preteksty, by nie wracać do szalonych pomysłów z dzieciństwa lub wczesnej młodości
Bo może dojrzałość? Naturalna kolej rzeczy? Odpowiedzialność?
Nie wiem.

Fakt, Don Kichotem nigdy nie byłam.
Dulską?
Chcę wierzyć, że do 'strasznej mieszczanki' też mi trochę brakuje.

Co nie znaczy, że nie dopada mnie kryzys wieku średniego.
W rozmoczony, ponury dzień, pomachawszy na pożegnanie rodzicom, siedzę wśród milionów niedokończonych spraw, a podsumowania i rozterki emigranckie atakują ze zdwojoną siłą.
Bilans w wielu dziedzinach wychodzi na minus.
Wciąż rosnąca góra papierów nie pomaga.

Ale jednak, jakiś dziwny traf, jakieś nieogarnięte zbiegi okoliczności, jakiś usłyszany przypadkowo wykład* czy znaleziona w bibliotece książka zdają się mnie pchać ku różnym zmianom.
Zmianom, które wydają się szalone.
Zmianom, które może z zewnątrz wyglądają, jak krok wstecz, ale które dla mnie są dwoma krokami w kierunku ... odkurzenia marzeń.
Nie, jeszcze nie w kierunku ich spełnienia.
Po pierwsze muszę je wyciągnąć z szafy i odkurzyć.
Ba! Najpierw powinnam znaleźć zardzewiały kluczyk.

Ostatnio wszystko wokół mnie krzyczy: SZUKAJ KLUCZYKA!

I wiecie co?

Zaczęłam szukać!
Mimo zmęczenia i zniechęcenia zaczęłam szukać kluczyka.
Ścierki i szczotki mam już gotowe.
Będę odkurzać marzenia!

A Wy, gdzie upchaliście swoje marzenia?

Ps. zobaczcie, jaką znalazłam piękną ilustrację do mojego tekstu :))



______________________________________

* wykład psychologa Jacka Walkiewicza - nie ze wszystkim się zgadzam, ale inspiracji odmówić mu nie można.



niedziela, 17 marca 2013



 
Gość: monika jall, cpc9-lutn11-2-0-cust390.9-3.cable.virginmedia.com
2013/03/17 17:46:40
No wlasnie, kiedy? I dlaczego, niestety.
 
2013/03/17 19:02:31
Realne marzenia...wiatraki.
Donkiszoteria budzi politowanie.
Dulszczyzna jest trendy.
2013/03/17 20:45:59
@ Moniko, myślę że to proces podobny do ... gotowania żaby :))
Dostosowywanie się do temperatury otoczenia bywa zgubne.

@ Eldko, masz rację z donkiszoterią. Czy dulszczyzna jest trendy to nie wiem.
Podałam trochę ekstremalne przykłady (celowo :))
'Marzenia', to duże słowo, ale wbrew pozorom może dotyczyć czegoś zupełnie małego, niepozornego, ale ważnego dla nas. I myślę, że od odkurzania tego trzeba zacząć.
Ja nie jestem marzycielem na skalę wynalazców, reformatorów czy rewolucjonistów. Nie marzę o zmianie świata. Jednak nawet i te niepozorne marzenia można gdzieś zgubić.
I tego można żałować.
 
2013/03/17 21:10:39
Trzymamy kciuki za szukanie klucza ;)
 
2013/03/17 23:48:40
od dawna zazdroszcze talentu, dzisiaj wyznaje to glosno; przez ostatnie dwa tygodnie mecza mnie dokladnie te same bolaczki, ale nie potrafilam tego tak dosadnie zatytulowac (wpisu tez nie udalo mi sie spisac) jeszcze gorsze jest to, ze nie mam ochoty szukac kluczyka, jaki sens? nawet wiosna nie pomaga :(
 
2013/03/18 00:21:26
Mój zgryz polega na tym, że kiedyś, jak miałam marzenie, to je realizowałam, a teraz - w tych papuciach, przywalona, pracą, dziećmi, bałaganem w domu - mam marzenia, już mniejsze i nie tak szalone, i czuję narastający i wszechogarniający bunt, że nawet takie leżą odłożone do lamusa, a nie są niewiarygodne i niemożliwe. U mnie szykują się zmiany, bo nie wytrzymam i się uduszę.
 
2013/03/18 07:48:27
Ja chyba jestem szczęściarą...Po latach zabiegania o byt i bezpieczeństwo dla mojej rodziny (rzecz normalna na pewnym etapie) niespodziewanie nawet dla mnie samej, odkrylam, że wciąż jestem tą samą osobą co w zaraniu życia, a moje marzenia i dążenia mają się dobrze. Co więcej, teraz wiem jak je realizować, i mam wiarę w to, że jeśli czegoś zapragnę wystarczająco mocno, spełni się. Kilkakrotnie wspominam o tym na łamach mojego bloga a mój pierwszy post jest właśnie o tym. Fidrygałko wiem, że z Tobą jest tak samo, i jak sądzę dulszczyzna Ci nie grozi nawet z filiżankami Rosenthala. Pozdrawiam sedecznie i powodzenia w pucowaniu marzeń!
 
2013/03/18 08:34:10
Niech żyje rewolucja!!!!!!!!!!!!!!!
Fidrygauki za kluczyki! Bebeluszki za kredki!!!!!!!!!!!!
:D
 
2013/03/18 09:16:34
@ Mamusiu, dzięki :)

@ Artdeco, myślę że Ty też potrafiłabyś to nazwać, tylko trochę Cię 'przedwiośnie' przygniotło :)))
Jest sens w szukaniu kluczyka, bo ... pewnie nawet zapomniałaś, jakie marzenia wkładałaś do szafy. Znajdź kluczyk, a zobaczysz, ile fajnych rzeczy tam sobie grzecznie leży i czeka na odkurzenie!
Posłuchaj wykładu Jacka Walkiewicza. Mnie on zainspirował, choć na pewno nie stać mnie na kupno kampera, ani tym bardziej na otworzenie własnej księgarni. Ale od czegoś trzeba zacząć :))

ciąg dalszy komentarzy po południu (pociąg mi ucieknie :)))
 
2013/03/18 11:28:19
Mozesz odkurzac lub tworzyc NOWE marzenia. Powodzenia w realizacji!
 
2013/03/18 12:30:54
Marzeń swoich nie pamiętam.. Jakoś szybko wyrosłam ale nadal czuję się tą samą 16 letnią licealistką. Zagubioną, słuchającą Nirvany w przydużym czwrnym swetrzycku z second-handu... Chciałabym coś zrobić ze sobą.. ale nie wiem w którym kierunku iśc. Wieczorami coraz częściej staję się kanapowce i mnie to przeraża.....
 
2013/03/18 12:54:06
Kiedyś, jakieś 20 lat temu, miałam jakieś wyobrażenia odnośnie swojego dalszego życia. Można by to nawet nazwać marzeniami. Z biegiem czasu zorientowałam się jednak, że nosorożec nigdy nie zmieni się w jednorożca - choć byłoby fajnie, nie powiem:) - oraz że chcieć, to wcale nie zawsze znaczy móc...
Marzyć nie lubię, ale wystarczają mi plany krótkoterminowe, które i tak nigdy się nie kończą. Mimo to czasem myślę sobie, że "fajnie by było, gdyby..." Może nawet kiedyś, przypadkiem, znajdę na to jakiś sposób. Ale celowo nie szukam. Bardzo cieszę się tym, co mam - jeśli mi tylko tego do końca życia nie braknie, to będę szczęśliwa:)
Dulską, myślę, nie jestem, ale w miarę spełnionym nosorożcem z pewnością tak:)
 
2013/03/20 11:16:05
Eh, jakoś mi się przedłużyło to popołudnie :))
Ale do rzeczy ...

@ Lala.lu, ja nawet nie pamiętam, czy realizowałam kiedyś jakieś większe marzenia (może tak było z zamieszkaniem w Krakowie, bo o tym marzyłam od szkoły średniej, tylko że potem poznałam mojego męża i wróciłam do Warszawy :))))
Niektórzy twierdzą, że i z dziećmi u boku można spełniać marzenia. No ja taka zdolna nie jestem :))
Ale masz rację, takie mini marzenia trzeba mieć i je spełniać, bo inaczej można zwariować :))

@ Sukienko, jesteś szczęściarą!
A co do marzeń, to uświadamiam sobie, że zbyt długo zwalałam winę na okoliczności, na innych, na nieprzychylne wiatry. Ale to oszukiwanie samego siebie.
Wbrew pozorom ostatnia sytuacja, kiedy ktoś mi solidnie dokopał, spowodowała jakiś zwrot w moim myśleniu. Zaczęłam wreszcie dopuszczać do siebie istnienie planu B. Do tej pory niepowodzenie planu A pchało mnie w stany depresyjne i napełniało katastrofcznymi wizjami.
Będę zatem pucować marzenia i będę o tym informować na blogu :))
A Rosenthala może sobi nawet kiedyś kupię, choć generalnie wolę prostsze formy.

@ Bebe, niech żyje rewolucja!
Ekhm, ja tu gdzieś pisałam, że nie marzę o zrewolucjonizowaniu świata.
Eee tam, czas najwyższy zmienić myślenie!
I tak rewolucjonizuję myślenie otaczających mnie Anglików :)) Czas najwyższy pomyśleć o sobie!
Bebe do kredek i do profesury!

@ Duo-na dzięki.
Można też tworzyć nowe marzenia, ale wiesz co mi się wydaje - jak jesteśmy młodzi, to nie krępują nas ograniczenia i sztywne ramy dorosłego życia, wtedy odkrywamy samych siebie i te zrodzone wtedy marzenia są często w jednej linii z naszą osobowością, charakterem, potrzebami. Dlatego czasami warto do nich wrócić i zobaczyć siebie 'nieskażonym'.
A może niektórzy faktycznie potrzebują zapisać kartę od nowa?

@ Pani M. nie musisz iść daleko i realizować nie wiadomo czego. Przypomnij sobie jakieś jedno małe marzenie. To nie musi być coś wielkiego.
Pamiętam, jak przyjechałam pierwszy raz do Londynu i pomyślałam sobie, że to byłoby niesamowite tu mieszkać (a wtedy trzeba się było nieźle nagimnastykować, żeby w ogóle dostać paszport). I proszę, 20 lat później mieszkałam w Londynie. Londyn ... okazał się daleki od ideału, ale wieloktrotnie myśłałam sobie, że to niesamowite, że mogę tu mieszkać.
Czytam teraz super książkę (napiszę o niej wkrótce) - jest tam napisane, że zmiany dobrze jest zaczyać od jednej rzeczy. Niewielkiej, ale znaczącej.
Jestem pewna, że coś takiego znajdziesz w swoim życiu!

@ Ren-ya, nosorożec nigdy nie stanie się jednorożcem, ale to chyba raczej chodzi o to, co napisałaś na końcu - żeby być spełnionym nosorożcem :)) Czasami do tego potrzeba tylko paru zrzuconych kilogramów; wcale nie trzeba robić operacji plastycznej rogu :))
Ja też nie jestem typowym marzycielem, snującym wizji i planującym zdobywanie gór, opływanie oceanów itp.
Nie zawsze 'chieć to móc', bo często masz wokół siebie osoby, które mogą ci utrudniać realizację marzeń, ale myślę, że ... aby zrealizować marzenia, trzeba mieć jasny plan i wg niego działać (o tym m. in. mówi Jacek Walkiewicz).
Więc może sama o tym nie wiesz, ale jesteś na dobrej drodze do realizacji swoich marzeń :))
Buziaki!

2013/03/20 15:47:45
Alez rewolucja zaczyna sie zawsze w glowie! I o takich tylko pisze, bo o te akurat walczyc warto. Bebe szlaczki rysuje w ostatecznej wersji. Jezyk na brodzie. To bedzie jedyna pisanka w tym roku. ;) A potem KREDKI!
 
2013/03/22 17:58:50
Fidrygauko, szukaj kluczyka :) Na pewno znajdziesz.
Sedeczności!
O.
 
2013/03/22 18:42:45
@ Bebe, głowę najtrudniej zrewolucjonizować ...
Trzymam kciuki za efekt końcowy!

@ Obieżyświatko, szukam, szukam namiętnie. Kto wie, może i już go znalazłam. Teraz pora złapać za szczotkę!


0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!