Searching...
środa, 27 marca 2013

Khwala

Odkąd - po przeprowadzce na Wyspy Szczęśliwe - wszystkie moje dzieci zostały umiejscowione w lokalnych placówkach edukacyjnych, starałam się w nich udzielać.
Z czynem społecznym miało to niewiele do czynienia.
Nie targało mną też poczucie obywatelskiego obowiązku, ani narastające współczucie wobec uchetanych (acz wyglądających na szczęśliwe i spełnione) nauczycielek.

Kierowała mną nieogarniona ciekawość i przemożna chęć poznania angielskiego sposobu nauczania.
W końcu miałam w jego szpony oddać moje najmądrzejsze, najpiękniejsze, nieskażone systemem (tudzież tostami z fasolką w sosie pomidorowym), relatywnie posłuszne i ułożone dzieci.
A wiecie, jakie niestworzone historie krążą o angielskich szkołach wśród polonii?
Że dno, że nic nie uczą, że ależ w ogóle, ci Anglicy to opuszczają szkolne mury nic nie potrafiąc i ledwie dukając (a już bójcież się Boga, żeby stolic nie znać?!)
Na początku swej zawrotnej kariery pracowałam tylko przez trzy dni w tygodniu. Postanowiłam więc jedno przedpołudnie poświęcić na przesiadywanie w szkole i robienie za panią TA (teaching assistant, co w wolnym tłumaczeniu niestety brzmiało: służka wyjdź spod łóżka, pozamiataj panu).
Z obserwacji wtedy poczynionych mógłby powstać niejeden blog :)
Angielska szkoła zaprezentowała swoje różnorodne oblicza, rozwiewając większość moich obaw w sposób tak przekonujący, że jestem w stanie obalić i obśmiać niemalże każdy z powyższych zarzutów (co nie znaczy, że brytyjski system edukacyjny jest bliski ideału, a zachowanie wyspiarskiej młodzieży zachwyca).

Dziś jednak chciałam tylko o jednym aspekcie ...

Wśród siedmiu muzułmanek w klasie mojego syna Khwala (wym. Kola) wyróżniała się najbardziej.
O ile - jak mi się wtedy wydawało (sorry za poczynioną na bazie ówczesnych spostrzeżen uszczypliwość) - spowite w chusty jedenastoletnie dziewczynki w szkolnych mundurkach mogły się w ogóle znacząco od siebie różnić. 



A jednak Khwala rzuciła mi się w oczy już od pierwszego dnia ... ekstrawagancją swojej chusty.
Większość dziewczyn nosiła jednokolorowe, bawełniane, wciskane przez głowę hijabs, obszyte stylonową, zbiegłą w praniu koronką.
Khwala miała na sobie ciemnozieloną, precyzyjnie zawiniętą i udrapowaną jedwabną chustę, obszytą aksamitną wstążką. Spod niej delikatnie wystawała druga - jasnozielona, bawełniana, a całość była ozdobnie spięta na górze szpilką z 'diamentowym' łebkiem. Do tego miała zamaszysztą, idealnie kolorystycznie dobraną spódnicę z falbanek, brązowe, skórzane kozaczki (zamiast niegustownych czarnych, szkolnych trepów na grubej gumowej podeszwie, w jakich chodzi 80% dziatwy szkolnej - z perspektywy czasu dziwię się, że nie obejmowały jej mundurkowe restrykcje; sama bluza z logo szkoły wystarczała).

"Ot, klasowa strojnisia" - pomyślałam sobie.

I kiedy Horaya z Iranu codziennie przychodziła w swoich jasnych różach, na tle których jej porcelanowa cera wydawała się jeszcze bledsza, Rubina z Pakistanu tygodniami nosiła beżową chustę w brzydki kwiatowy rzucik (zapewne spadek po jej pięciu siostrach, sądząc po jej stanie), a Nawal z Somalii nigdy nie przyszła ubrana inaczej niż w czarny hijab, granatową szkolną bluzę i czarne spodnie, Khwala codziennie zaskakiwała mnie kolejnymi oryginalnymi strojami.
A to miała kolorowy hijab w panterkę, a to dwie warstwy chust, gdzie ta zewnętrzna zrobiona była z szydełkowej siateczki. Innym razem jej wyszywaną cekinami chustę zdobiła należycie wyeksponowana metka firmy JIHAD :)) (Jak najnowszy trend mody nakazuje- metek nie należy obcinać. I to nie tych materiałowych, wszytych pod kołnierzem, ale takich tekturowych "tabliczek informacyjnych" przypinanych cieniutką żyłką. 'Coolowo' jest powiewać przyczepioną do basebolówki lub obowiązkowo niezapiętych butów metką).
Przychodziła w różowych szarawarach, w spódnico-spodniach z wielkimi kieszeniami, w spódnicy ze złotą nitką.
Taki barwny motyl.

Aż tak ekstrawagacka jednak nie była ... :)

Khwala nie była jednak strojnisią, której w głowie tylko fatałaszki. Była bardzo fajną, wesołą, mądrą, ciekawą życia dziewczynką.
Bystra, kreatywna, najlepiej w klasie wymawiała francuskie słówka (tak przynajmniej twierdził monsieur Pierre :)) i miała artystyczną duszę.
Każde wypracowanie było ozdobione wzorkiem, każdy projekt własnoręcznie ilustrowany, każdy nagłówek lub temat lekcji jest napisany przy użyciu wymyślnych, trójwymiarowych liter. Gdy inne dzieci ślęczały nad wyszukiwaniem w internecie informacji do swoich prac, Khwala miała już zrobioną połowę slajdów do prezentacji w PowerPoincie na temat Maroko, kraju z którego pochodziła jej rodzina.
Zadania matematyczne rozwiązywała śmigiem, zarówno na papierze, jak i 'w głowie'.
Bezbłędnie przewidywała efekty eksperymentów 'naukowych' i wyciągła wnioski. Jej zeszyty, bez oślich uszu, bazgrołów i przekreśleń były wzorowym przykładem dla reszty klasy.
Khwala - co tu dużo gadać - była prymuską (co po angielsku zwie się uroczo high flyer).

No i Khwala najlepiej ze wszystkich dziewczyn ... łapała chłopaków przy zabawie w berka :)
Śmieszny to był widok.
Filigranowa panienka w chuście i spódnicy do kostek (choć Khwala nosiła też różne, nie mniej oryginalne spodnie) śmigająca po boisku ile sił w nogach i ustawiająca klasowych podrostków w szeregu, lekko zachrypniętym, nieznoszącym sprzeciwu głosem.
A oni wszyscy, jak już dali się złapać, słuchali się Khwali jak mało kogo. Chłopcy w wieku kiedy 'z babami się nie bawi', na chwilę przed pryszczami i burzą hormonalną, po prostu ją uwielbiali. Platonicznie.

Moje wyobrażenia na temat islamu (Uwaga! Dygresja!), zarówno wtedy, jak i teraz, opierały się głównie na sporadycznych, wyrywkowych obserwacjach.
Pierwszymi poznanymi przeze mnie muzułmanami było małżeństwo Malezyjczyków, które wraz z dwoma świeżo nawróconymi na nauki proroka Francuzami przyjechało do Anglii w latach dziewięćdziesiątych ... zbierać truskawki na farmie w Shropshire :))
Tam się poznaliśmy.
Ba! Nawet dzieliliśmy jeden karawan. Oj, przepraszam, przyczepę kempingową :))) (tzw. false friend: po angielsku caravan, to właśnie przyczepa kempingowa, a nie pojazd dla nieboszczyków).
'Karawan' regularnie o drugiej w nocy trząsł się w te i we wte, podczas regularnych modlitw. Ja jednak, zbyt zmęczona i uchetana rwaniem Elsanty i Pegasusa niewiele sobie z tych pobudek robiłam.
Francuzi-neofici nie rozmawiali ze mną w ogóle, natomiast Noor lubiła sobie poplotkować :)
Kiedyś, przy okazji wkładania zakupów do lodówki zapytałam się ją, czy nie ma nic przeciwko mojej świńskiej szynce we wspólnej lodówce. Noor wyjaśniła mi ze śmiechem, że po pierwsze szynka jest na oddzielnej półce, a poza tym to ona jej tam nie schowała, więc ... nie miała złych intencji. A w islamie (wg Noor, zaznaczam - bo nigdy tego nie sprawdzałam) jeśli nie ma się złych intencji, to nie popełnia się grzechu. Hmmm, wydało mi się to dość ciekawą interpretacją, ale nie wnikałam głębiej w niuanse nauk Mahometa.


Pamiętam też gdy pewnego wolnego od pracy dnia byłyśmy same w 'karawanie', Noor zapytała mnie nieoczekiwanie czy ... chcę zobaczyć jej włosy.
Chęć zobaczenia włosów Noor była - uwierzcie mi - ostatnią rzeczą, która mogłaby mi zrodzić się mej, skądinąnd ciekawej świata, głowie!
Zdumiało mnie to jednak i dało wiele do myślenia.
Do dziś nie wiem, czy to był objaw zaufania, które jakimś cudem zaskarbiłam sobie, uprzejma sympatia, potrzeba przełamywania barier, czy najzwyczajniejsze, niereligijne, bezpaństwowe, babskie geny.
Podskórnie czułam, że chodziło to to ostatnie.
Bo włosy Noor miała przepiękne, kruczoczarne, błyszczące, gęste i długie do pasa.
I oczywiście bez hijabu wyglądała jak zupełnie inna osoba.

zdjęcie z internetu; nie Noor, bynamniej
Moje późniejsze kontakty z muzułmankami były bardzo ograniczone, gdyż wszelkie próby wyjścia poza grzecznościowe ukłony i poranną wymianę 'Hello' kończyły się fiaskiem. Muzułmańskie dzieci, nawet te mocno zaprzyjaźnione z moimi, nigdy nie korzystały z zaproszeń na przyjęcia urodzinowe (ani moje dzieci nie były do nich zapraszane). Nieliczne muzułmańskie mamy, z którymi nie mogłyśmy sie rozstać na rozstajach dróg, bo gęby nam się nie zamykały, a tematy nie kończyły, nigdy nie dały się zaprosić do mnie do domu. Ja ich też nigdy nie odwiedzałam.
A pracująca w polskim sklepie Czeszka po wyjściu za mąż za Algierczyka i zmianie stroju europejskiego na burkę w ogóle przestała się do mnie odzywać.
Poznałam - powierzchownie, bo powierzchownie - muzułmanów cudownych, przemiłych, przyjaznych (w tym jedną z opiekunek moich dzieci, jedyną w której domu byłam :)). Poznałam też - wliczając w to moją sąsiadkę z góry, która swoim zachowaniem ostatecznie 'pchnęła' nas do ucieczki z Londynu - wyznawców proroka, którzy odpychali swoją agresywnością, pretensjami do całego świata i przekonaniem, że wszystko im wolno, bo jak nie, to cię w te pędy oskarżą o nietolerancję religijną.
Poznałam ludzi różniących się od siebie nawzajem jak ogień od wody i wiem, że w wielu przypadkach religia nie miała z ich zachowaniem nic wspólnego.

Samego islamu, jego istoty jednak nie znam, pominąwszy obiegowe opinie.
Opinie, delikatnie mówiąc, nienajciekawsze.
Jednak żyjąc w kraju, gdzie odsetek muzułmanów rośnie, gdzie są szkoły w których nie ma ani jednego Anglika, gdzie są ogrodzone dzielnice z prywatnymi meczetami, gdzie najpopularniejszym imieniem nadawanym chłopcom w 2011 roku było imię ... Mohammed (w 12 różnych wariacjach ortograficznych), gdzie się przynajmniej raz w miesiącu czyta w gazetach o zabójstwach honorowych, o policji szariackiej w miastach północnej Anglii, przeganiającej Angielki w zbyt krótkich spódnicach z 'muzułmańskich' dzielnic, gdzie w szkołach średnich, wśród nauczycieli rozsyłane są ulotki jak rozpoznać objawy i gdzie zgłaszać przypadki ... kobiecego obrzezania (wycięcia łechtaczki), gdzie 70% kobiet z muzułmańskich rodzin nie pracuje, a i odsetek mężczyzn żyjących z zasiłków, w mieszkaniach komunalnych nie maleje, żyjąc w takim kraju trudno NIE MIEĆ opinii o islamie.
Trudno być obiektywnym i trudno być obojętnym.

To śliski, bardzo śliski grunt.
Długo zbierałam się z tym tematem, a i tak wewnętrzny cenzor nie pozwala mi napisać wielu rzeczy.
Ostatecznie zmobilizowałam się, oglądając te zdjęcia.
Wiem, jak łatwo przychodzi osądzanie i wysnuwanie pochopnych wniosków.
Wiem, że ignorancja jest irytująca, a niesprawiedliwe oceny bolą.
Wiem.
W końcu jestem emigrantką z Polski.
Włożoną do jednego wora z polską sprzątaczką, z polskim hydraulikiem, z polskim bezdomnym, z Wałęsą i Wojtyłłą, z 'Kaszą', która dostała mieszkanie z gminy przedstawiając fałszywe papiery, z rzucającym k**wami, zachlanym Stanislavem i podgryzającym ogórki kiszone Marcinem ze squatu.
Wzbudzającą niemałe zdziwienie faktem, że nie jestem katoliczką (Really? I though all Poles are catholics?!)
Posądzaną o bycie obcesową chamicą, która zamiast powiedzieć 'Could you kindly condsider a possibility of helping me in that matter' wali w desperacji prosto z mostu 'Help me!'.



Nie chcę wypowiadać świętej wojny islamowi, bo mogę jedynie wyjść na ignorantkę.
Są jednak rzeczy, które mnie dotykają bardziej niż inne, z tej prostej przyczyny, że są widoczne gołym okiem, bez konieczności zagłębiania się w doktrynę.

Kończąc dygresję i wracając do Khwali ...

Siedząc na lekcjach i analizując wszystko wokół (w przerwach między temperowaniem ołówków i sprawdzaniem zadań z tabliczki mnożenia), zwykłam obserwować sobie dzieciaki w klasie. Zastanawiałam się, jakie mają rodziny, jak spędzają wolny czas, jak funkcjonują w bądź co bądź obcym środowisku (na 30 osób tylko dwoje było Anglikami z krwi i kości).
Khwala - pomyślałam, gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy - na pewno pochodzi z jakiegoś liberalnego odłamu wyznawców islamu.
Takiego, którego jedynym wyznacznikiem jest elegancka i stylowa chusta na głowie. 



Że jej mama jest taką samą elegantką jak nasza klasowa strojnisia, robiącą zakupy na Oxford Circus (gdzie nie uświadczysz powłóczystych szat, turbanów i całej tej specyfiki "kolorowych" dzielnic).
Nie, nie ortodoksyjną, zawoalowaną od stóp do głów muzułmanką, odprowadzającą siódemkę dzieci do szkoły i robiącą zakupy tylko w sklepach halal.
'Widziałam', jak po wizycie w największym meczecie w Londynie Khwala i jej elegancka mama idą na lody do pobliskiego Regents Park, a potem spacerkiem na New Bond Street, kupować diamentowe kolczyki w najdroższych sklepach świata.
Bo przecież po kimś Khwala musiała odziedziczyć taki gust!


No dobrze, z tymi diamentami to przesadzałam trochę.
Zamożne rodziny muzułmańskie nie posyłają swoich dzieci do przeciętnych państwowych podstawówek, w szemranych dzielnicach, tylko do prywatnych szkół wyznaniowych.
Ale jeśli nie w diamentach, to wyobrażałam sobie mamę Khwali przynajmniej w dżinsach.


I pewnego dnia przeżyłam SZOK!
Bo Khwala przyszła do szkoły ze swoją mamą, która wyglądała ni mniej ni więcej tak jak ta kobieta na zdjęciu, tylko była sporo grubsza:


Przeżyłam szok, bo pomyślałam sobie, że za parę lat, to roześmiane dziewczę goniące chłopaków na szkolnym boisku, robiące prezentacje w PowerPoincie, ciekawe życia, tryskające pomysłami, zostanie wydane za mąż za kuzyna z Maroko, zostanie spowite w czerń od stóp do głów, urodzi piątkę dzieci, roztyje się jak jej mama (albowiem z tego, co mi wiadomo, ortodoksyjnym muzułmankom nie można wykonywać żadnych sportów) i zakończy swój żywot motyla.

Nie mogę się z tym pogodzić!
I naprawdę, nie chodzi mi o jakąś tanią demagogię. Nie chce mi się wdawać w dyskusje na temat tolerancji czy istoty islamu.
Po prostu uważam, że to jest okropne.
Istniała jeszcze szansa, że Khwala będzie miała trochę szczęścia i tolerancyjnego tatę, który jej nie zabije ani chociażby nie okaleczy za to, że będzie chciała pójść do college'u, na studia, zakochać się w koledze z klasy, zostać lekarką, nauczycielką, może urzędniczką, zostać ... nawet nie mam pomysłu kim jeszcze, bo szczerze powiedziawszy nie widziałam tu muzułmanek na innych stanowiskach.

Ale ten scenariusz jest jednak mało prawdopodobny (w kwestii wykształcenia, bo mam nadzieję, że dwie pierwsze opcje w ogóle nie wchodzą w rachubę), bo Khwala nie mogła np. chodzić na żadne klasowe wycieczki. Rodzice nie pozwolili jej pojść do siedziby BBC, gdzie dzieci nagrywały własną audycję radiową. Na wycieczce w British Museum też nie była. Nie uczestniczyła w tych wszystkich przebierankach z okazji Dnia Książki, Dnia Czerwonego Nosa czy innych okazji, organizowanych w celach charytatywnych.
Nie wolno jej było chodzić na żadne zajęcia pozalekcyjne.

Osobiście nie cierpię Disneylandu.
Jelonka Bambi czy Sto Jeden Dalmatyńczyków oczywiście jak najbardziej, ale już całą tę komercyjną otoczkę, te myszy w sukienkach w kropki i za dużych buciorach, te przesłodzone zameczki, ten blichtr, brokat i sztuczne ognie mnie mierżą staszliwie.
Nie tylko swoją kiczowatością, ale właśnie stojącą za tym ogłupiająco-naciągającą 'filozofią'.

Nie wyobrażam sobie jednak, żebym zabrała moje dzieci do Disneylandu, pozwoliła im się patrzeć na te wszystkie 'cudeńka', pozwoliła zachłysnąć feerią barw, różnorodnością cukrowych lizaków czy zapachem tonących w majonezie hamburgerów, dała poczuć wiatr, robiony przez śmigającą dziko karuzelę czy zaprowadziła do stoiska z milionem filmów, a potem im powiedziała: NIE! Wam tego nie wolno! To jest be! Popatrzyliście sobie? No trudno. A teraz jazda do domu.
Ja bym ich po prostu do tego Disneylandu nigdy nie zabrała.

I to jest właśnie coś, czego NAJBARDZIEJ nie jestem w stanie pojąć w postępowaniu niektórych wyznawców islamu.
Dlaczego przyjeżdżają do kraju, w którym nie akceptują niczego, poza systemem opieki społecznej, którego mieszkańcami pogardzają, których kulturę uważają za zepsutą i przeżartą grzechem, dlaczego pokazują swoim dzieciom świat, którego nie cierpią, dlaczego pozwalają (siłą rzeczy) poznawać system wartości, który ich brzydzi, dlaczego pozwalają na kiełkowanie marzeń, których nigdy nie pozwolą im spełnić???
Czytam namiętnie dwa blogi dziewczyn, które wyszły za mąż za muzułmanów.
Blogi niesamowite.
Pobudzające do myślenia, pokazujące oblicza islamu oczami europejek, tłumaczące zawiłości tej religii, wyjaśniające zwyczaje i tradycje.
Nad wieloma wpisami zatrzymuję się długo.
Myślę, że dzięki nim sporo zrozumiałam, jak chociażby to, że jeśli kobieta idzie za mężczyzną, a nie obok niego, to nie jest to czymś poniżającym, a właśnie okazaniem szacunku i otoczeniem opieką, że wiele kobiet nosi chusty bo chce, choć wcale nie musi, itp.
Próbuję sobie wyobrazić siebie w ich roli.
Czy potrafiłabym się tam odnaleźć?
Myślę, że nie.

I dlatego tym bardziej je podziwiam, jak próbują oswajać, zrozumieć, zaakceptować.
Jak tęsknią za wieloma rzeczami, miejscami, tradycjami, jak się zmagają, jak chcą się dostosować to lokalnej kultury, nie tracąc jednocześnie swojej tożsamości.
Ale też jak znajdują tam radość i spełnienie.
One jednakże pojechały tam, do Pakistanu i do Jordanii, z własnej woli. To był ich wybór. Nie wiem, czy od razu były świadome tego, co je czeka. Nie wiem, czy nigdy nie zdarzało się im myśleć o odwrocie. Ale to był ich świadomy wybór.

A to, co obserwuję w Londynie, o czym czytam, co mnie najbardziej smuciło, gdy patrzyłam na Khwalę, to pokazanie muzułmańskim dziewczynkom świata, który je kusi, świata, w którym się dobrze czują, świata, którym jest ich jedynym światem.
A potem wyrwanie ich stamtąd z korzeniami.
Khwala skończyła szkołę podstawową i 3 lata temu wróciła z rodziną do Maroko.
Udało mi się zrobić jej zdjęcie.
Wahałam się, jak bardzo mam ją 'rozmazać', bo raczej nie powinnam umieszczać tu zdjęcia bez jej zgody.
Ale chciałam pokazać Wam choć trochę ten błysk w oku i ten piękny uśmiech filigranowej, 'berkującej' chłopaków, głodnej życia marokańskiej dziewczynki.
 


środa, 27 marca 2013



Gość: Bebe, e180082230.adsl.alicedsl.de
2013/03/27 19:15:07
Wow! Po pierwsze, dobry kawałek tekstu. Naprawdę. I nad nim muszę się chyba na chwilę zatrzymać...Ten Disneyland trochę przypomina mi kulturę Irlandzkich Travellers. Tam też dziewczynkom pozwala się zażywać życia i nauki, do ślubu (wczesnego zresztą). Niektórym to dopowiada, bo małżeństwo i rodzina to punkt honoru i szczyt marzeń. Inne, a jest ich mniej, włamują się...na ogół bez poparcia rodziny. Czasem mam wrażenie, że pochodząc z innego kręgu kulturowego, nie zrozumiemy tego nigdy. Trzeba w tym żyć, żeby choć trochę pojąć.

Te zdania: "Dlaczego przyjeżdżają do kraju, w którym nie akceptują niczego, poza systemem opieki społecznej, którego mieszkańcami pogardzają, których kulturę uważają za zepsutą i przeżartą grzechem, dlaczego pokazują swoim dzieciom świat, który mają w pogardzie, dlaczego pozwaląją (siłą rzeczy) poznawać system wartości, który ich brzydzi" - mogłabym powiedzieć też o wielu naszych rodakach wyjeżdżających na Wyspy. Szkoda.

Gość: anais, cpc5-seac20-2-0-cust468.7-2.cable.virginmedia.com
2013/03/27 19:50:50
Świetny tekst!
Problem islamu i życia w wielokulturowym społeczeństwie wydaje się tematem rzeką, wciąż budzi emocje, nie zawsze te właściwe, ale myślę że warto go podejmować.
Przynajmniej ja próbuję zrozumieć, dociec, jak można na własne życzenie zamknąć się w getcie, i zamykać w nim kolejne pokolenia.

I tak jak Bebe napisała, wykorzystywanie systemu przez naszych rodaków, nienawiść do kraju i kultury, które dobrowolnie wybrali, bywa wręcz groteskowa. I wcale ale to wcale nie czyni nas lepszymi od Muzułmanów, których równie namiętnie jak Wyspiarzy nienawidzimy.

2013/03/27 20:32:44
Poruszajace.
Dziekuje.

2013/03/27 23:50:37
Fidrygauko - chapeau bas. Bardzo mądrze i dobrze napisałaś. Powinnaś by felietonistką i prasie opiniotwórczej, takich tekstów mi właśnie brakuje:)
Z opisanym przez Ciebie problemem zetknęłam się od drugiej strony, podróżując po krajach islamu. Nieraz spotkałam tam młodych mężczyzn, pracujących na co dzień na Zachodzie, którzy w swoje rodzinne strony przyjeżdżali na wakacji i zionęli taką agresją w stronę wszystkiego, co zachodnie, że zastanawiałam się, czy nie są potencjalnymi terrorystami.
A w epoce globalizacji dziewczynki i kobiety w tamtych krajach też wiedzą, jak u nas jest i też muszą obyć się smakiem. I to nie tyle jest kwestia tego, że nasz model życia jest lepszy niż ich, ale tego, że one nie mają wyboru. Co jest szczególnie tragiczne w przypadku takich dziewczynek, jak Khwala, które polizały cukierka przez papierek.

2013/03/28 00:18:40
Sto razy tak! Znakomicie napisane. Dziękuję.

2013/03/28 08:59:26
Po pierwsze to podziwiam Cię ogromnie za delikatność z jaką poruszyłaś ten, jak sama piszesz, śliski temat, choć domyślam się, że krytyka muzułmańskiego stylu życia nie jest tu najważniejszym tematem...
Chyba doskonale rozumiem Twoje intencje - mnie również zawsze mocno porusza fakt, że dzieci są takie bezbronne i bezradne wobec dorosłych, w których mocy się znajdują. Bo choć to niepoprawnie brzmi, to w praktyce tak właśnie to wygląda - dzieci znajdują się w mocy dorosłych, którzy mogą nimi dowolnie rozporządzać. W różnych środowiskach dzieci traktowane są jak tania siła robocza, jak składnik majątku, można nimi kupczyć i załatwiać rodzinne interesy. I ta przykra prawda nie dotyczy tylko rodzin muzułmańskich, choć tamtejsze przykłady wydają się być najjaskrawsze i najbardziej szokujące.
W cywilizacji zachodniej, pomimo ustanowionych praw dziecka, dzieci też bywają traktowane przedmiotowo, też wtłacza się je w niewygodne ramy, okalecza psychicznie, tłumacząc, że to dla ich dobra. Wychowuje się je przemocą, bez należytej uwagi, albo służą do spełniania wygórowanych rodzicielskich ambicji.
Krzywda dzieci boli mnie bardziej niż cokolwiek innego, bo jest zupełnie niezawiniona i to takie niesprawiedliwe, że tyle dzieci powołano do życia, w którym nie czeka je nic dobrego... W najlepszym wypadku tak niewiele dobrego.

2013/03/28 10:41:01
Sama nie wiem co podziwiac: takt czy autocenzure?
Prawdopodobnie swiatu przybyla jeszcze jedna wsciekla, zla i nienawidzaca innosci baba - bo w koncu w ten sposob najprosciej rozwiazac dysonans poznawczy. Wiec nie tylko dziecka szkoda ale i ludzi ktorych skrzywdzi jak bedzie dorosla tez.
ps. pisze z ladka wiec bez polskich liter

2013/03/28 21:53:55
@ Bebe, dzięki :)
Masz rację, Travellersi, jak i inne hermetyczne kultury pozostają chyba poza naszym zrozumieniem. Jednen z podpisów pod zdjęciami, które podlinowałam (te, które mnie natchnęły to wpisu) mówi o tym, że rodziców często motywuje ... chęć chronienia dziecka, nawet kosztem skrócenia mu dzieciństwa, ale jeśli małżeństwo ma ochronić paroletnią córkę przed gwałtem, to oni taką właśnie wybierają drogę).
Myślę, że wiele muzułmanów robi to co robi zgodnie ze swoimi przekonaniami i to mnie nie razi (albo staram się to zrozumieć, bo ja mam też radykalne poglądy w pewnych kwestiach i jestem skłonna ich bronić zawzięcie :))
Ale właśnie to skazywanie dzieci (inteligentnych, myślących, spostrzegawczych) na taki dysonans poznawczy jest dla mnie trudne do zaakceptowania.

@ Anais, życie w wielokulturowym społeczeństwie jest bardzo trudne. Czasami nawet myślę, że niemożliwe i że to wszystko funkcjonuje na zasadzie: nie wchodźmy sobie w drogę, unikajmy drażliwych kwestii, gaśmy ogniska zapalne, a jakoś to będzie.
Wielokrotnie zbierałam się, by i o tym napisać, ale ... to rwąca rzeka, aż strach wchodzić :))
Co do 'zamykania w getcie', to jestem czasami w stanie zrozumieć motywacje. Faktem jest jednak to, że jeśli pewne wartości nie wynikają z przekonania, to trudno za nimi podążać. A przenoszenie dość radykalnej kultury do kraju mocno libralnego stawia osoby, które nie są jeszcze ugruntowane w swoich przekonaniach, a które widzą taaaakie sprzeczności w bardzo trudnej sytuacji i musi powodować zgrzyty.

@ Bebe & Anais - jeszcze w kwestii porównania do Polaków: owszem, zgodzę się że jest grupa ludzi, którzy przyjechali tu siedzieć na zasiłkach i krytykują wszystko i wszystkich, nie chcąc się nawet zapoznać z lokalnymi zwyczajami, kulturą, o języku nie wspominając, ale ... moim skromnym zdaniem wielu z nich zmienia zdanie (przynajmniej częściowo) przez dzieci właśnie. Poznają ludzi innych narodowości, bo ich dzieci przyjaźnią się z ich dziećmi, zaczynają się stopniowo otwierać i przewartościowywać swoje poglądy.
A muzułmanie się jednak bardzo izolują. Uświadomiłam to sobie dopiero przy okazji tego wpisu.

@ Kacz-ko, do usług :)

@ Resko, widzę, że wciąż próbujesz namówić mnie na współpracę z jakąś gazetą.
Przemyślę to sobie :))
Jeśli zaś chodzi o wyważenie, to akurat obecnie sprzedaje się to, co radykalne, szokujące i pod prąd, więc raczej mam nikłe szanse na karierę :)))
A co do agresji, to mam wrażenie, że wynika ona ze strachu, że 'mój świat' może się zawalić, mój system wartości może zostać zaburzony, że nie dam rady utrzymać 'status quo', a także z tego, że ... trzeba to jasno powiedzieć, pewne zachowania ludzi zachodnich społeczeństw są autodestrukcyjne, gdyż w często wolność wymyka się spod kontroli.

2013/03/28 22:21:50
Wiesz Fidrygauko, nie umiem się odnieść merytorycznie do Twojego tekstu. Ale poruszył on mnie tak bardzo, że promienna buzia Khwali przyśniła mi się poprzedniej nocy...

2013/03/29 09:57:39
@ Wiedżmo, dzięki za stukrotną zgodę :)

@ Ren-ya, masz rację, nie zamierzałam krytykować muzułmańskiego stylu życia (z tego tytułu, że nawet przy mojej nikłej wiedzy na ten temat widzę, jak bardzo poszczególni muzułmanie różnią się od siebie chociażby stopniem ortodoksyjności, co np. zależy od kraju pochodzenia, od kiedy mieszkają w UK itp.)
Ja nawet nie myślę o takich ekstremalnych przypadkach jak szeroko rozumiane wyzyskiwanie dzieci, bo mam nadzieję, że akurat w przypadku Khwali tak nie było, że ten czarny scenariusz to sobie tylko wymyśliłam ...
Jeżeli zaś chodzi o wychowanie dzieci w pewnej tradycji czy kulturze, to jest odwieczny dylemat, bo przecież trudno, żeby rodzice wychowywali dzieci wbrew temu, w co sami wierzą i uznają za słuszne.
Im bardziej o tym myślę, tym problem wydaje mi się bardziej skomplikowany.

Jednego jestem pewna: coś narzucone z góry, coś do czego się nie ma wewnętrznego przekonania - nigdy nie stanie się naszym systemem wartości. Człowiek nie jest w stanie na dłuższą metę żyć wbrew temu, w co sam wierzy.
A wystawienie dziecka na taki 'dualizm wierzeń', na życie wśród tak skrajnch systemów wartości nie może się obejść bez echa.
I to jest coś, czego najbardziej w tej całej historii nie rozumiem.

@ Ninga, takt czy autocenzura, powiadasz? :)
Takt wynika z tego, że nie mogę wszystkich wsadzić do jednego worka i już nie raz się przekonałam, że palnęłam o parę słów za dużo, nie znając całej sytuacji.
Autocenzura ... myślę, że towarzyszy mi od początku pisania bloga. To, że nie chcę zdradzać znajomym czy rodzinie adresu bloga wynika właśnie z tego, że chcę trochę tę autocenzurę pokonać, pozwolić sobie na napisanie czegoś, co by nie zgorszyło cioci czy z czego bym się nie musiała potem tłumaczyć przed najlepszą przyjaciółką (bo tak jest łatwiej). Ale i tak ta autocenzura się wkrada w miarę ... pogłębiania wirtualnych znajomości :)

Dysonans poznawczy - tego stwierdzenia mi brakowało. To jest moim głównym 'oskarżeniem' - skazywanie tych dzieci na dysonans poznawczy.
Choć z drugiej strony zdumiewa mnie, że wiele tych dziewczyn radzi sobie z tym nie przez agresję i nienawiść, ale przez ... wyparcie. Tak bym to nazwała. One często (świadomie lub nie) wybierają zgodę na taki stan rzeczy i godzą się z tym, że takie a nie inne postrzeganie świata jest normalne. Właśnie by tego dualizmu uniknąć.
Oglądałam kiedyś program o tym, jak ludzie różnych religii szukają sobie kandydatów na męża/żonę. Jeden z odcinków dotyczył muzułmanów, żyjących w Londynie. I to, co zdumiało mnie najbardziej, to właśnie fakt, że młode dziewczyny, urodzone i żyjące w zachodnim społeczeństwie, mimo że chciały wyjść za mąż za kogoś, kogo pokochają, mimo że wolno im było nie zgodzić się na wybór rodziny/swatki i czekać na innego kandydata, wciąż jednak uważały to za normę, że mama sugeruje im (w najlepszym przypadku) kandydata na męża, a pierwsze spotkanie odbywa się w pokoju z ... siedzącym w kącie ojcem.

@ Jejku, Żono, to piękny komplement!

I jeszcze raz dzięki wszystkim z miłe słowa.
A temat, widać (po liczbie komentarzy; przy teściowej było ponad 40 :)), trudny ...

2013/03/29 23:09:20
hmmm duży temat ugryzłaś...
wprawdzie nie zaliczam się do blogów polsko-muzułmańskich, które namiętnie czytasz (:P) ale moim zdaniem to, co piszesz to nie jest islam tylko KULTURA, pomieszana dodatkowo z "klasa społeczną" (emigranci to przeważnie nisko wykształcone rodziny, ergo nie widzą powodu żeby kształcić swoje dzieci... ich matki ledwo czytają to dlaczego one mają iść na studia itede)... ktoś tu już napisał, Polacy wyjeżdżający po zasiłki tez nie walczą o lepszy status swoich dzieci, patrz dzisiejszy artykuł z wyborczej wyborcza.pl/1,75248,13648936,Sluzby_socjalne_Wielkiej_Brytanii_rocznie_odbieraja.html)

w mojej muzułmańskiej rodzinie to zjawisko nie występuje w ogóle, kobitki idą na studia, chodzą ubrane "po ludzku" (tylko skromnie, nie w miniówach), same decydują o swoich małżeństwach i rozwodach...

2013/03/29 23:38:53
Aleksandro, w mojej głowie funkcjonujesz jako 'blog szwedzki' :))
Muszę się wczytać w starsze wpisy, ale odkąd Cię czytam (od wakacji, jak mnie namierzyłaś po moich narzekaniach na polskie 'niedasie') nie natknęłam się jeszcze na wpis o islamie.

Na pewno po części jest to kultura i pewna mentalność. Tak samo jak (niektórzy) Polacy przyjeżdżają do wschodniego Londynu, do jakiejś biednej, zagęszczonej ponad miarę dzielnicy, mieszkają po cztery osoby w pokoju, śpią na materacach, które w ciągu dnia stawiają pod ścianą, by było przejście, pracują przez 10 lat na tym samym zmywaku, bo im się nie chce nauczyć angielskiego, a potem narzekają, że ta Anglia to syfny kraj, bez żadnej kultury :)))

Ale akurat w przypadku tej dziewczynki rodzice nie tyle nie walczyli o lepszy status dla niej, ale ... nie chcieli, by korzystała z tego, co już miała. Ze swoich zdolności, pomysłów, kreatywności. Byłam na tej wycieczce w BBC i było to jedno z najwspanialszych przeżyć, kiedy można było zobaczyć radio od środka, uczestniczyć w różnych warsztatach, aż wreszcie nagrać własną audycję (klasa była podzielona na grupy) - zabawy i śmiechu było co niemiara. Nie rozumiem, co motywowało tych rodziców, żeby dziecka na nią nie puścić (była to wycieczka darmowa).

Napisałam, że znam bardzo różne rodziny muzułmańskie i wiem, że nie jest to zjawisko przypisane do islamu. Tym niemniej (analizując głównie kontakty towarzyskie moich dzieci) muzułmanie to grupa, która izoluje się najbardziej.
Wiem, że są inne równie hermetyczne religie (jak chociażby judaizm - tu w Londynie Żydzi też mieszkają w określonych dzielnicach - czy Amisze).
Jednak z moich londyńsko-podlondyńskich obserwacji i z różnych doniesień prasowo-medialnych wyłaniają się właśnie takie obrazy.

2013/03/30 00:14:56
fidrygauko, o islamie nie piszę z takich samych powodów dla których Ty czekałaś z tym wpisem kilka lat :P
co najwyżej piszę o pakistańskości :)
jeszcze kilka muszę poczekać żeby być obiektywna/taktowna/auto-cenzurująca się w tym temacie...

dlaczego nie puścili Twojej do muzeum? może dlatego, że zobaczyłaby coś ciekawego i zmieniła autorytety...? polecam ciekawą analizę "grupowego narcyzmu" łatwo zadamawiającego się w niewykształconych fundamentalistycznych społecznościach; akurat o tym napisałam kiedyś na blogu polskapakistansverige.blogspot.com/2012/10/a-tymczasem-w-pakistanie.html

2013/03/30 17:33:51
Szkoda dziewuszki, potencjalu w niej tkwiacego, i tyle na temat.

2013/03/31 09:28:29
Bardzo podobne refleksje nasunęły mi się podczas mojego pobytu we Włoszech, gdzie jest mnóstwo emigrantów wyznania muzułmańskiego. Bardzo trafnie to wypunktowałaś ale mnie szczególnie poruszyło to, co napisałaś o nas, Polakach. Chyba jest w tym dużo prawdy, że może w inny sposób ale również jesteśmy zamknięci na obyczaje i kulturę kraju do jakiego przyjeżdżamy. Oczywiście każdy z nas ma swoją wizję w tym względzie, ja osobiście miałam bardzo różne odczucia po kontaktach z rodakami na obczyźnie, najczęściej spotykałam ludzi o bardzo skrajnych postawach, takich, których interesowało jedynie ustawienie się za wszelką cenę co zwykle szło w parze z zatajaniem swojej odrębności, lub przeciwnie, osoby, które przyjechały aby zarobić określoną sumę pieniędzy a więc Włochy były dla nich jedynie swego rodzaju krową do wydojenia. Tacy ludzie zwykle mają w głębokiej pogardzie kraj, który ich gości, jednak w przeciwieństwie do muzułmanów skrzętnie to ukrywają przed gospodarzami a upust swoim odczuciom dają wśród swoich. Zresztą pracując w środowisku multietnicznym zauważyłam podobne postawy wśród większości cudzoziemców, chyba najzdrowsi pod tym względem są Peruwiańczycy z powodzeniem utrzymujący zdrową równowagę.
Serdecznie pozdrawiam i życzę wesołych i zdrowych Świąt Tobie i Twojej Rodzinie!

2013/03/31 10:55:44
witam w swiateczny poranek i milych swiat zycze :)

w sierpniu minie dwadziescia piec lat mojego zycia wsrod Muzulmanow, Buddystow, Starozakonnych i innych, wszelkich nacji oraz wyznan, sa to kontakty bardzo intensywne, a w nich wiele prawdziwych przyjazni i nawet w chwili obecnej, w pracy, siedze posrod trzech wyznan, a moje jest czwarte, i zycie to, nauczylo mnie przede wszystkim tolerancji, a zaraz potem calkowitego braku oceniania spraw i rzeczy, zupelnie mojej mentalnosci obcych, dopoki nie dzieje sie komus jawna krzywda! i tu ze spokojem sumienia moge powiedziec, ze wiecej wypaczen i zla, zdecydowanie widzialam przez te lata u chrzescijan i Europejczykow ... religia to wielka bron, przeciw ludziom, zas wiara, to zupelnie inna para kaloszy, wiec nie nalezy wykluczac, ze Twoja Bohaterka i jej Rodzina wierzy i ta wiara nie zabroni ich dziecku wyksztalcenia, a odrzucenie insygnii tej wiary, uczyniloby Twoja Bohaterke nieszczesliwa ...

i calkiem byc moze, biedni jestesmy my, tego nie rozumiejac ...

2013/03/31 21:48:27
@ Aleksandro, przeczytałam z wielkim zainteresowaniem!
Choć określenia 'grupowy narcyzm' czy 'pogotowie urojeniowe' brzmią nienajciekawiej (nawet wzięte w cudzysłów) to myślę, że wiele mechanizmów jest wyjaśnionych bardzo dobrze (=logicznie).
Faktycznie, pisałaś :)

@ Spirit, mi szkoda. Z mojej perspektywy, patrząc przez pryzmat mojej wiedzy, różnych fragmentów układanki - szkoda.

@ Sukienko, postawy Polaków na emigracji, to ... z jednej strony temat-rzeka, z drugiej nie da się go łatwo sklasyfikować :)
Ja generalnie wycodzę z założenia, że jeśli już nie motywuje nas chęć poznania innej kultury, ani integracja z lokalnym społeczeństwem, to chociaż zwykłe tzw. 'dobre wychowanie' powinno nas skłonić do nauki lokalnego języka, zrozumienia dlaczego ci ludzie postępują/funkcjonują tak, a nie inaczej. Moje próby zaprzyjaźnienia się z Anglikami niestety się nie udały. Próbowałam wiele razy. Może nieudolnie, ale wszystko się kończy na przysłowiowych 'small talks'. Nie wiem, czy kiedykolwiek ich pojmę :))) Ale nie mam nastawienia, że 'ci głupi Angole!'.
Owszem, są dni, kiedy ktoś mi tak zajdzie za skórę, że nienawidzę tej wyspiarskiej mentalności, wrzucając wszystkich do jednego wora i ziejąc żądżą mordu, ale ... jeden wpis na blogu, trochę wypuszczenia pary i już mi lepiej :))
Co do grup etnicznych trzymających się swoich własnych kręgów, to ... jest to kolejny wpis, który 'chodzi' za mną od dawna. Kolejny 'duży' temat. Może się w końcu do niego zabiorę.

Dziękuję za życzenia. I Tobie wszystkiego dobrego i ... radości z 'zajączkowego prezentu' :)))

2013/03/31 21:58:03
@ Marga77, witaj w świąteczny wieczór :)
I Tobie wszystkiego dobrego!

Na wstępie powiem, że podziwiam Cię za umiejętność nieoceniania. Ja oceniam wszystko i wszędzie. I non stop się czemuś dziwuję. Co nie znaczy, że zawsze i wszędzie te oceny wyrażam, a już raczej na pewno nie w obecności osób, którym się dziwuję :)
Co do wiary i religii to zgadzam się całkowicie. Wg mnie te dwie rzeczy najczęściej nie idą w parze. Wiara jest wyborem, a religia uleganiem pewnym społecznym/grupowym normom lub presjom.
Dlatego nie kwestionuję czyjeś wiary, choćbym się jej nie wiem jak dziwiła.
Wiara, moim zdaniem, jest wbrew swojej irracjonalności, bardzo logiczna (rzeczy wynikają jedne z drugich). Podziwiam ludzi, którzy żyją zgodnie ze swoimi przekonaniami, bo zawsze podziwiałam w ludziach integralność i brak hipokryzji.

Wspomniana we wpisie opiekunka moich dzieci pewnego dnia powiedziała mi, że bierze tydzień urlopu. W tym czasie pojechała do Mekki i wróciła w chuście. Zaczęła się też modlić w środku dnia (o czym powiedziały mi moje dzieci). Domyślam się, że przeżyła tam coś, co ją do takiej decyzji skłoniło. Nie wnikam w to. Nie miało to wpływu na mnie i na moje dzieci. Ale to była jej decyzja!

W przypadku Khwali, jak i innych dziewczynek w klasie ... nie chciałam nawet przytaczać rozmów, które toczyły się niemalże codziennie. Wiesz co było motywem wiodącym? Że nie chcą nigdy, przenigdy wyjść za mąż! Gadały o tym niemal obsesyjnie. Jedenastolatki.
Cóż, zawsze można powiedzieć, że to taka maniera, młodzieżowa moda ...
W kontekście wygląda to jednak inaczej.

I jeszcze słowo na temat tolerancji. Osobiście tego słowa nie cierpię, bo 'tolerować' raczej nie niesie ze sobą pozytywnego przesłania. Wolę słowo 'akceptacja'.
Z moich różnych obserwacji wynika, że dużo łatwiej jest tolerować coś, co nie ma bezpośredniego wpływu na nasze życie, co nie dotyczy nas bezpośrednio. Kanibale w Ameryce Południowej - no cóż, takie ich wierzenia. Szamani wudu w Afryce? Wróżenie z ręki, uwielbianie latającego potwora spaghetti - proszę bardzo.
'Akceptujemy' kogoś wierzenia/głębokie przekonania jeśli ich konsekwencje nie wpływają na nasze życie. Ale jak już wpływają, to z tą akceptacja różnie bywa.
Wiesz, niektórzy WIERZĄ, że zapłodniona komórka to żywa istota. Inni w to nie wierzą. Problem zaczyna się, gdy wiara tych pierwszych prowadzi np. do ustanowienia ustawy antyaborcyjnej. Czy wtedy ci, co uważają to, co jest w brzuchu matki z zbiór komórek będą tacy szybcy, by nie osądzć, by tolerować, by akceptować taki a nie inny punkt widzenia, wynikający z WIARY? (zamiast aborcji można wstawić marihuanę, zakaz sprzedawania alkoholu, małżeństwa homoseksualne i inne trudne zagadnienia).
Myślę, że nie, więc jak widzisz, temat nie jest taki prosty.
To, że ktoś w coś wierzy często okazuje się niewystarczającym argumentem.

Gdy moimi sąsiadami byli Brazylijczyczy, którzy zakaraluszyli nas na maksa, zalali nas tak, że mieszkanie wymagło remontu, hałasowali i brudzili na potęgę, to ... trudno mi było nie myśleć, że wszyscy Brazylijczycy są tacy.
Człowiek funkcjonuje w taki sposób, że zbiera tony informacji z różnych źródeł i wyciąga na ich podstawie takie, a nie inne wnioski.
Na pewno poznawanie innych kultur/punktów widzenia pomaga, ale niestety najczęściej nie rozwiewa wszystkich wątpliwości i oporów. Przynajmniej moich nie rozwiewa.

A co do Khwali, to ... mogę mieć tylko nadzieję (bo nie wiarę), że nie będzie nieszczęśliwa.

2013/04/01 07:06:49
niepotrzebnie potraktowalas moj komentarz, jako atak...przedstawilam tylko moje odczucia na ten temat, rownie dobrze mozna by przedstawic w ten sposob wiele dzieci chrzescijanskich, gdzie roznica byloby tylko to, ze nie nosza chusty :)

akurat z Marokanczykami sie serdecznie przyjaznie, jeden z nich Ben Sahlai, jest bardzo praktykujacy, zatem i jego zonaa zakrywa glowe, przy porodzie dostala wylewu i nie bylo dla niego zadnym problemem, zajac sie przez dwa lata i zona, i malenstwem, a mieszkaja w duzym domu, wraz z jego rodzicami i rodzenstwem, i mogl zwalic problemy na matke, siostre czy szwagierke, bo nie pracuja, jego coreczka tez bedzie zakrywac wlosy, ale jakos nie mam obaw, ze nawet jak wyjada do rodzinnego kraju, nie zapewni jej wyksztalcenia, sasiadow mamy tez radykalnych Turkow i za Chiny Ludowe, nie zamienilabym ich na cwierc "europejskiego" sasiada, gdy sie wprowadzilismy, sasiadka prtyszla do nas z pashą, aby sie przywitac, ktora sama zrobila, bo zblizalo sie Boze Narodzenie, to tylko takie dwa drobne przyklady i nie chce sie tutaj licytowac, ale bola mnie teksty, typu zal mi tej dziewczynki, sa niesprawiedliwe, bo nikt nie jest jej rodzicem, ani nia sama, a szkoly w Marokko, wbrew pozorom istnieja, sama widzialam ... w jej wieku moje wszystkie kolezanki, mnie nie wylaczajac, nie chcialy wyjsc za maz, nigdy! :)

2013/04/01 10:19:59
Marga, nie potraktowałam tego jako atak.
Właśnie dokładnie o to mi chodzi, że w islamie istnieje różnorodoność i każdy może podać milion pozytywnych przypadków, które są zaprzeczeniem ogólnych stereotypów na temat islamu.
Ale te stereotypy są i nie wzięły sie znikąd.
Nie o przepychankę na przykłady chodzi.
Khwla to dla mnie niejako symbol pewnej tendencji, pewnego podejścia, a nie życie tej konkretnej dziewczynki, czy szkół w Maroko.
I nie o chusty mi chodzi, o tradycje czy religię, ale o to, że wielu z muzułmanów nie akceptuje ani angielskiej moralności, ani kultury, ani podejścia do życia, jednak przyjeżdża tutaj, bo nie oszukujmy się finansowo jest tu dla nich raj, 'wystawiając' swoje dzieci na wpływ tej znielubianej (delikatnie mówiąc) kultury.
Dzieci chłoną ten styl życia, jest on ich częścią, czymś co jest dla nich normą. Mają niemuzułmańskie koleżanki, zakochują się w niemuzułmańskich kolegach, są wystawione na milion niemuzułmańskich' 'pokus', a potem się im mówi - to wszystko jest złe.
I tego wam nie wolno.

O tym dysonansie poznawczym, zaserwowanym przez rodziców, o tym lizaniu cukierka przez papierek był ten wpis.
A nie o tym czy islam jest dobrą religią lub czy muzułmanie są dobrymi sąsiadami.

I w tym kontekście szkoda mi tej dziewczynki.
Nie rozumiem, co w tym jest niesprawiedliwego.
Może będzie szczęśliwa, a może nie.
Właśnie przez to, że coś jej zbyt mocno narzucono.

A jeszcze co do wyjścia za mąż, to w wieku jedenastu lat ja nawet o tym nie myślałam, a co dopiero dyskutowałam z koleżankami.
A jednak te dziewczynki niemalże CODZIENNIE o tym rozmawiały, licytując się dlaczego nie chcą wyjść za mąż (bo tylko siedzenie w domu, sprzątanie i rodzenie dzieci - to były słowa jedenastolatek!).
Mi takie tematy rozmów dały sporo do myślenia.

Sąsiadów mogę mieć z każdego kontynentu, każdego koloru skóry, każedej religii.
Mogą nawet być to chrześcijanie z Europy ;-)
Jedynym warunkiem jest, by byli spokojni (no i ewentualnie w swej łaskawości nie przynosili karaluchów :)))

2013/04/01 23:05:08
Wydaje mi sie, ze wiem dokladnie, o czym dokladnie myslalas.
A to dlatego, ze mieszkam w kraju, gdzie islam jest na porzadku dziennym, gdzie na ulicy brat strzela do siostry, raniac ja smiertelnie, poniewaz wedle niego, zaczela byc "dziwka", bo ubrala sie jak jej kolezanki z klasy, badz fatalniej- ma miejscowego chlopaka. Pomijajac szkolne draki w sensie, nasze córka nie bedzie brala udzialu w wuefie na basenie, nie pojedzie na wycieczke klasowa, nie przejmie zadnej roli w szkolnym przedstawieniu, bo to jest kur.... a takze przerwie nauke w szkole zawodowej, bo obiecany narzeczony w Turcji juz od wielu lat na nia jako zone czeka- problem wymuszanych malzenstw. To jest oblicze islamu, którego nie nalezy niedoceniac, ani udawac, ze problemu nie ma. Dobrze, ze sa inni muzulmanie, rodziny, dla których wyksztalcenie córki, a nawet osiagniecie przez nia jakiejs pozycji, nie jest problemem samym w sobie, ale ich styl zycia juz bardzo. Rzuce tutaj nazwiskami Sibel Kekili, Renan Demirkan.... i zmienionymi, jak "Sabatina James":
www.idea.de/detail/newsticker.html?tx_newsticker_pi1[id]=20819

2013/04/02 13:00:02
Spirit, nawet biorąc poprawkę na to, że gazety wyłapują podobne historie (przetłumaczyłam sobie artykuł przez Google Translate i coś tam zrozumiałam :)), że pewne aspekty są być może wyolbrzymiane, to nie da się obojętnie przejść koło tego zjawiska.
Dokładnie to miałam na myśli - nasilanie się pewnych zjawisk, które wynikają z konfliktu między tak skrajnymi systemami wartości.
I w penym sensie to, że są muzułmanie, którzy się otwarcie przeciwstawiają podobnym praktykom jest jeszcze bardziej przygnębiające, bo pokazuje, że większość tych zachowań to nie 'rekomendacje religijne', ale głęboko zakorzenione tradycje i zwyczaje, których nie da się łatwo wyplenić nową wykładnią doktryny.

2013/04/02 22:29:06
Tu masz racje- to czesto nie wiara, lecz tradycja niszczy kobiety, dziewczynki. Psychicznie, fizycznie. Jak wlasciwie w UK widzi sie problem obrzezania dziewczynek?

2013/04/02 22:51:43
Aż tak dokładnie nie śledzę tematu, ale właśnie ostatnio wpadła mi w ręce ulotka kierowana do nauczycieli szkół średnich - jak rozpoznać objawy obrzezania (a jest ich zdumiewająco dużo, jak chociażby sposób siadania, nieuczestniczenie we w-f ie, itp . - niby oczywiste, ale dopiero zebrane w całość tworzą obraz)
Generalnie sporo się o tym mówi, ale nie wiem, jakie są specyficznie podejmowane kroki by temu zapobiec. Bo zresztą zapobiec temu jest bardzo trudno, no chyba że przez uświadamianie. Natomiast przypadki post-factum lądują w miarę możliwości w rękach social services.

2013/04/04 15:01:05
Ciekawa dyskusja pod zdjęciem (artykułem dotyczącym edukacji kobiet w Pakistanie - aż się prosiło, żeby dodać to do tej dyskusji).

Niektóre wypowiedzi niestety potwierdzają moje obawy.
Na szczęście ogólny przekaz jest bardzo pozytywny i większość komentujących popiera główną bohaterkę.

2013/04/06 16:51:18
Przeczytalam. Oczywiscie, kto ma taka potrzebe, moze sobie wmawiac, ze szanse kobiet w islamskim swiecie nie odbiegaja od tych mezczyzn...

2013/04/20 00:00:16
W sumie to bardzo smutna historia, przygnębiająca. Mamy XXI w. - niewolnictwo w ogóle, zniewolenie kobiet... religijne, społeczne, ekonomiczne. Bardzo, bardzo smutne...

2013/04/26 10:03:20
@ Spirit, środowiska muzułmańskie są bardzo zróżnicowane, ale pewnym trendom nie da się niestety zaprzeczyć :(

@ Alicjo,
"Mamy XXI w. - niewolnictwo w ogóle, zniewolenie kobiet... religijne, społeczne, ekonomiczne. Bardzo, bardzo smutne...

I niestety dotyczy to nie tylko islamu :(
Na pewno nie rozumiem i nie znam wszystkich aspektów tej sytuacji. Nie znam rodziny Khwali, ale na podstawie tego, co obserwowałam, na podstawie tego, co słyszałam też mnie ta historia przygnębia. A myślę, że o wielu koleżankach Khwali można opowiedzieć historie podobne ...

2013/05/30 16:25:23
Spirit, ten link to ekstremum, o którym nawet trudno mi myśleć spokojnie. Historia Khwali jest mniej drastyczna. Ot, przecież to tylko szkoła. Ale ... w pewnym sensie sprowadza się to do pewnego stylu myślenia, do pewnej mentalności. Niestety :(


0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!