Searching...
sobota, 2 lutego 2013

polsko-chińskie przepychanki czyli o niedasiach - odsłona druga

Ignorując chwilowo tytuł, zacznę od podsumowania konkursu na Blog Roku 2012.

Przede wszystkim chciałam publicznie zweryfikować swoje naiwne przekonanie, jakoby ten konkurs wpływał znacząco na rozleklamowanie bloga.
O ile nie wątpię, że w przypadku blogów wybitnych i/lub nowatorskich, które wychodzą na prowadzenie, może być to okazja na zdobycie nowych czytelników, to całe zastępy blogów przeciętnych, miernych lub ... dopiero wzbijających się na wyżyny popularności :))) giną raczej w gąszczu tysięcy zgłoszeń, zyskując jednynie poparcie tych, którzy i tak już poznali i docenili geniusz wschodzących gwiazd.

Hipotezę tę śmiałą wysnułam i rozciągnęłam na całą blogerską brać (zapewne nazbyt pochopnie), po analizie moich statystyk, które śledziłam z wyjątkowym zainteresowaniem przez ostatnie dwa tygodnie.
Otóż wejść ze strony Blog Roku 2012 na mojego bloga było ... siedem.
Szczęśliwa liczba, można by rzec :)))

Po drugie zmieniłam swoje zdanie na temat głosowania sms-owego.
Czytałam parę dyskusji (pierwotnie im przytakując), że to beznadziejny system, że niesprawiedliwy, że komórki babć idą w grę, że ludzie kupują startery, by zagłosować na siebie z różnych numerów, a przede wszystkim, że liczba otrzymanych kropek nie może świadczyć o wartości merytorycznej bloga.
I owszem, nie odszczekuję moich poprzednich teorii marketingowych, ale ... moim zdaniem blogi, które dostały się do finałowych dziesiątek są naprawdę dobre (choć przyznaję bez bicia, że działu polityka czy firmowe nie przeglądałam zbyt namiętnie).
Nie wierzę, no nie wierzę i już, że komuś udałoby się sfingować circa 250 smsów, o pięciuset już nie wspominając.
Owszem, można namawiać, można agitować, ale jeśli ktoś dostał aż tyle głosów, to znaczy, że pisze coś, co inni lubią czytać. Że stworzył miejsce, do którego ludzie lubią wracać.
Myślę, że parę perełek się niesłusznie zapodziało w tłumie, ale to raczej tylko wyjątki potwierdzające regułę.

W świecie mediów trzeba się umieć sprzedać, trzeba zaoferować coś unikalnego.
Sam skromny banerek w bocznej szpalcie nie wystarczy.
Na czytelników trzeba czasami krzyknąć :))
Ale ... najpierw trzeba mieć na kogo krzyczeć.

Bardzo się cieszę, że zgłosiłam swój blog do konkursu - mam po tym doświadczeniu sporo refleksji.
I kilka nowych blogów na liście Bloglovin!

Serdecznie też dziękuję za dziesięć głosów oddanych na mój blog :)))
Oraz za milion miłych słów w komentarzach od Was.


*****
A teraz już przykładnie wracam do sprawy polsko-chińskiej.
Otóż muszę wam wyznać, że ... nie cierpię wszelkiego rodzaju ablucji, masaży, oklepywań, obściskiwań i innych zabiegów wykonywanych na mym ciele przez osoby trzecie (mąż się nie liczy, bo my jesteśmy jednym ciałem, choć oczywiście mózgi i żołądki mamy dwa; jam kością z jego kości, więc on może :)))
Na ogół omijam szerokim łukiem wszelkie salony piękności, spa, studia urody czy inne macano-szemrane przybytki.
Fryzjer jest dla mnie również miejscem stresogennym, jako że perspektywa zdemolowania w pięć minut czegoś, co hodowałam i hołubiłam przez bez mała 365 dni jest dla mnie ciężka do zaakceptowania i argument, że 'włosy nie trawa, zimą też rosną' kiepsko do mnie przemawia.

Jedynym zabiegiem, któremu poddaję się ze względną przyjemnością (skupiając się raczej na efekcie końcowym niż na samym procesie) jest manicure.
Głębokie bordo lub delikatny french łagodzą moje wspomnienia o wiecznie poobgryzanych paznokciach okresu dziecięcego.
Może jestem dziwna, ale zadbane ręce (nie mylić z pięknymi, zmysłowymi dłońmi o długich palcach) wznoszą moje poczucie pewności siebie o jeden poziomik wyżej.

Nail Parlour odwiedzam więc regularnie.
Powierzam me dłonie przemiłym Chinkom lub Chińczykom. Staram się zrelaksować na komendę i uelastyczniać stawy, by piłująca pani z panem nie musieli mi łamać kości, chcąc nadać paznokciom odpowiednią krzywiznę. Biję się z myślami przy wyborze koloru lakieru, decydując się w końcu na dziką czerwień - symbol metamorfozy zmywająco-piorącej matki w elegancką kobietę.
I wracam do codzienności, łamiąc te (wcale nie jakieś długie) pazury przy zamykaniu pralki czy pieleniu ogródka.

Wpadam więc potem w drodze między stacją a świetlicą (lub na chybcika przed inną ważną imprezą) do zaprzyjaźnionego saloniku.
Tam od razu wita mnie chór przekrzykujących się Chinek:

Hello Darlin'! Are you good? What can we do for you today? Robimy paznokietki? Nie ma sprawy. Proszę poczekać 10 minut. Ok, Kochana?

Salon pęka w szwach.
W jednym rogu siedzi pani z nastoletnią córką, która właśnie zdobywa swój dziewiczy zestaw paznokci żelowych. Na krześle obok typowa angielska solarka, bez ogródek relacjonująca swoje problemy damsko-męskie na forum publicznym. Dla tej pani pazury pięciocentymetrowe z brylancikami i brokatową obwódką, s'il vous plâit.

A na samym środku, blokując przejście, stoi podwójny wózek. Roczny synek zjada kaszkę w oparach lakierów, a dwuletnia córka wciąga krążący wszędzie pył ze spiłowywanych tipsów, rozmazując sobie na twarzy i ubraniu lakier, który mamusia dla fantazji (i zamknięcia dzioba) jej zaaplikowała. Rozumiem potrzebę przmiany matki w kobietę, więc nawet nie fukam z oburzenia, tylko wzdycham ze współczuciem i grzecznie siadam na sofie.

Czekam.
Czasami dziesięć minut, czasami dłużej.
Nigdy jeszcze nie usłyszałam, że mam sobie pójść, bo nie ma terminów.
Raz nawet, gdy mi odbiło do reszty i zachciało mi się zrobić sobie manicure w dniu wyjazdu na wakacje, pani Kim poprosiła jedną z klientek, by mnie przepuściła, no bo ten samolot.
Szkoda, żeby uciekł.

U angielskiego fryzjera natomiast nie miałam jeszcze nigdy okazji być, jako że to impreza drenująca kieszeń.
Trzymałam się kurczowo pani Kasi, która cięła me włosy nader satysfakcjonująco, była dostępna na każde zawołanie i niedroga. Pani Kasia, niestety, urodziła niedawno synka i zwinęła manatki (czyt. wyjechała do Polski).

A ja na gwałt potrzebowałam przystrzyżenia piór, które dawno już żyły swoim własnym, nieokiełznanym życiem.

Mimo tego że polski został okrzyknięty drugim językiem Zjednoczonego Królestwa (jak wskazuje spis ludności z 2011 r.), a 23 000 polskich dzieci urodzonych w 2012 pobiło liczebnie narodziny potomków emigrantów z Pakistanu o cztery tysiące, znalezienie polskiej fryzjerki w mym miasteczku okazało się bardzo trudne.
Moja radość była więc nieprzeciętna, gdy udało mi się namierzyć salon z cenami trzykrotnie niższymi niż w pobliskim Toni&Guy, ukryty za rogiem centralnie położoneje galerii handlowej.

Wiekopomna chwila miała nastąpić w czwartek.
Niestety mój pociąg się spóźnił o pół godziny.
Dzwoniłam, żeby uprzedzić.
Dzwoniłam, żeby powiedzieć, że już za chwileczkę, już za momencik będę.
Wpadłam.
Spocona, zmęczona, kajająca się.
W salonie, na fotelu tortur, siedziała jedna pani, z już prawie gotową fryzurą.
I poza tym żywego ducha.

Zaklinałam błagalnym wzrokiem.
Prosiłam, przekonywałam, że poczekam, że przyjdę później, że pod koniec dnia.
Negocjowałam, że tylko podcięcie, że niech już będzie bez mycia i modelowania.
Nie, bo nie i koniec.
Ale w ogóle nie ma o czym mówić.
WY-KLU-CZO-NE!
Nie ma terminów, a zaraz przychodzi następna klientka.

To, że się nastawiałam psychicznie cały dzień, to pikuś.
Ale mam jutro rano bardzo ważne spotkanie - wytoczyłam grube działo.

"Mogę panią przyjąć jutro o 13-tej."

Hmm, moje rozumienie słowa 'rano' zostało wystawione na poważną próbę.

Pani pozostała nieugięta.

Poszłam więc na spacer, bo miałam czterdzieści bezużytecznie wolnych minut przed odebraniem dzieci ze szkoły.
Przewietrzenie się w urywającym głowę wietrze rozpędziło chęć mordu i pozwoliło mi ochłonąć.
Nie, nie popłakałam się z bezsilnej złości, choć byłam bliska.
Ale jestem przecież dużą dziewczynką, która wie, że na nowej fryzurze świat się nie kończy (ani nawet nie zaczyna).

Tylko znów powrócił temat 'niedasiów', zakodowanych chyba gdzieś bardzo głęboko w narodowym genotypie.
Bo pani Chinka może mnie upchnąć gdzieś na fotelu, nadpiłować paznokcie, zostawić na moment by polakierować tipsy klientce z fotela obok, wrócić za chwilę z uśmiechem, zagadać, zmienić kolor lakieru, który zaaplikowany na trzech paznokciach nagle przestał mi się podobać.
Bo pani Chinka rozumie, że zew paznokcia jest bardzo silny.

A pani Polka nie może.
I jeszcze kłamie, że do mnie dzwoniła, choć nie mam żadnych nieodebranych połączeń.
Polak może i potrafi, ale chyba tylko w swoim interesie ...
*****
Z włosami świeżo umytymi i wymodelowanymi domowym sumptem, z fryzurą nierównomiernie rozprowadzoną, nasiąkniętną poranną ulewą i starmoszoną angielskimi, wczesnowiosennymi wiatrami, z wypełzającą na skroniach siwizną ... znokautowałam wczoraj wszystkich przeciwników i DOSTAŁAM NOWĄ PRACĘ !!!

Może wywarłam na szanownej komisji wrażnie pięknymi, bordowymi paznokciami?




sobota, 2 lutego 2013



2013/02/02 13:06:33
swoją wizytę u fryzjera przeżywam bardziej niż dentystę
każda strata włosów boli, przecież to moje osobiście wyrośnięte a teraz na podłodze leżące
do fryzjera chodzę gdy odwiedzam rodziców
idę wtedy do takiego małego salonu w Rudzie Śląskiej, żeby mi pani kierowniczka (sic!) połonaczyła z jednej i połonaczyła z drugiej strony i zawsze jestem richtig zadowolono (bardzo lubię słuchać jak pani do mnie gwaruje).
A tutaj się boję, że mnie fryzjer nie zrozumie, że nim się obejrzę przegoli mi pół głowy na łyso, bo tak, bo modnie, bo rozmowa się nie kleiła

aktualnie, póki do Polski nie przyjadę, hoduję sobie odrosty, siwe włosy i rozdwojone końcówki eh
Gość: aba, 89-69-89-233.dynamic.chello.pl
2013/02/02 13:14:21
gratulacje! Dzielna dziewczynka :-)
i cieszę się, że nie ma u ciebie najazdu troli a wygrane blogi pewnie w mniejszym lub większym stopniu muszą się z tym zmierzyć

2013/02/02 13:45:42
Gratuluję nowej pracy :)

2013/02/02 14:52:38
Gratuluję nowej pracy :)
Ja z włosami mam tak, że mi żaden fryzjer nie straszny :) raz się pani omsknęło i wyszedł jeżyk. Ok, odrosną, nie ma co kwiczeć. Raz mi się zachciało trwałej. No, bo przecież, jak się znudzi to można obciąć. Raz się zapuściłam prawie po pas, a potem ciach, ciach i już lżej na głowie. Grzywka? Niech będzie grzywka. Jak się znudzi to urośnie, jak się znudzą długie to pod nożyczki i wracamy do grzywki :D Sama radość widzieć minę fryzjerki, jak z długich robię krótkie z machnięciem ręki no przecież odrosną . Ale ja mogę sobie na to pozwolić, Matka Natura wyposażyła mnie w szybko rosnące włosy, może byłam w jakiejś innej bajce Roszpunką? ;)

2013/02/02 14:54:42
Chciałam tylko jeszcze dodać, że w Polsce sami polscy fryzjerzy, a umówić się na termin też ciężko. Ale jest jeden salon z Azjatkami fryzjerkami we Wro, ciekawe, jak tam to wygląda. Może się kiedyś wybiorę sprawdzić :)

2013/02/02 16:00:06
@ Kasiu, ja też, ja też
Więc widzę, że mnie rozumiesz. Z farbowaniem daję sobie radę (choć akturat nie zdążyłam), natomiast czasy kiedy obcinałam się sama na wyleniałego punka już dawno minęły. Teraz preferuję ładnie ułożone włosy, o co ... w Anglii jest raczej trudno i to nie tylko ze względu na niedobór fryzjerów czy ceny ich usług, ale zawilgocono-rozwianą aurę.

@ Aba, dzięki. Też się cieszę z nieobecności trolli. Czasami wpadają tylko tacy, co się reklamują pod pozorem miłego komentarza, ale ich szybciutko wycinam :)

@ Fristerinne, dzięki :)

@ Emilya, dzięki :)
Szybko rosnących włosów zazdraszczam; to może tłumaczyć Twoją odwagę w eksperymentowaniu :))
Jeśli Ty byłaś Roszpunką, to może ja Samsonem - dlatego teraz boję się utraty mocy po ścięciu włosów :)))

2013/02/02 16:25:59
Gratuluję Fidrygauko! Mam nadzieję, że jest to praca, która będzie dawała Ci saftysfakcję :)
O.

2013/02/02 18:42:58
Wielkie gratulacje! Mam nadzieję, że to praca marzeń jest :)
Skąd wiesz, że 10 głosów? Myślę, że zgarnęłaś więcej.
A angielska solarka mnie zabiła :D

2013/02/02 18:48:10
ooo, no po całym wstępie puenty się nie spodziewałam zupełnie :D Gratulacje!

2013/02/02 18:56:03
Gratuluje nowej pracy! Może się kiedyś spotkamy w tej naszej branży :)
Zazdraszczam manicure, ja ciągle nie mam czasu, a ostatnio paznokcie łamią mi się pod byle pretekstem. Do fryzjera wybieram się już 2 miesiące. Dość powiedzieć, że mąż mi w prezencie podarował voucher do SPA i do tej pory nie miałam czasu pojechać. Dramat, jaka jestem zaniedbana... :)

2013/02/02 18:58:19
@ Obieżyświatko i Zakuurzona - czy będzie to praca marzeń, dająca mi satysfakcję, to nie wiem, bo wciąż jest to praca w branży (która mi nieco obrzydła :))), ale na pewno będzie to praca na lepszych warunkach i (mam nadzieję) że z normalniejszą szefową :)))
Reszta zależy, hmmm, od ... mojego nastawienia.

@ Zakurzona, o liczbie głosów wiem stąd :)
Co do solarki, to ta ze zdjęcia to i tak jest cudna :))

@ Veni, wiesz, że ja umiem zawoalować :))

I dzięki za gratulacje!

2013/02/02 19:02:03
@ Ewa, czuję, że nasze drogi się prędzej czy później przetną. W końcu chyba nie mieszkamy tak daleko od siebie :))
Co do zadbania, to nie myśl, że ja taka znowu zadbana jestem, ale akurat te ręce, które muszę ciągle komuś podawać to taka moja mała obsesja.
Fajnego masz męża :))

2013/02/03 01:17:56
Gratulacje! Otrzymanie nowej pracy i składanie wypowiedzenie to jedne z moich ulubionych czynności, chociaż robiłam to dopiero 2 razy w życiu :D Powodzenia!

2013/02/03 09:05:32
@ Żono, a mnie niestety składanie wymówienia stresuje bardzo - to chyba trauma po mojej pierwszej pracy i po sposobie, w jaki moja polska szefowa zareagowała na wieść, że jestem w ciąży i odchodzę. Zrobiła to w sposób taki, jaki by żadnemu Anglikowi nie przeszedł przez gardło :(
Ja się zawsze głupio martwię, że pozostawię tę 'biedną' szefową z szeregiem niepozamykanych spraw (bo siłą rzeczy wszystkiego mi się zamknąć i doprowadzić do końca nie da - niektóre sprawy się ciągną latami). Z wiekiem uczę się co raz szybszej autoperswazji, że jakoś moja szefowa nie przejmowała się za bardzo moimi problemami, tylko raczej 'dorzucała do pieca'. Więc będziemy kwita :))
Ale chodzę dziś jak struta, bo wiem, co mnie czeka jutro.

2013/02/03 09:12:07
Ja akurat te wypowiedzenia składałam w sytuacjach, w których nie miałam już w sobie ani odrobiny współczucia dla pracodawcy :D Za drugim razem to nawet zrezygnowałam z zaplanowanego złożenia dokumentu w środę na rzecz spontanicznego rzucenia papierem w poniedziałek :DTrzymam kciuki, żeby wszystko poszło dobrze.

2013/02/03 09:34:23
gratulacje!!! najważniejsze jest to, że z fryzurą czy bez, zrobiłaś wrażenie ;)

2013/02/03 09:39:33
Berberysie, dzięki!
Gorzej by było, jakbym miała ładną fryzurę i pracy nie dostała :)
Więc w sumie cieszę się z takiego obrotu sprawy. Teraz pozostaje mi tylko znalezienie sobie jakiejś fryzjerki, bo do tej jakimś dziwnym trafem nie chce mi się wracać ;)

2013/02/03 09:46:40
Super, to bardzo optymistyczna nowina.

2013/02/03 12:20:24
czułam, że napiszesz coś w ten deseń, w sensie, że o nowej pracy :) której, oczywista oczywistość, gratuluję :)

2013/02/03 12:50:36
Gratuluje nowej pracy, i oby ci sie w niej fajnie wiodlo :)

Co do blogu roku tego czy innego; po co ci to? Blog twój jest fajny, to wystarczy rzeszy twoich wiernych czytelników, nieprawdaz? ;)

2013/02/03 15:00:38
@ Żono, moja szefowa zalazła mi za skórę, ale nie aż tak, żebym miała satysfakcję z wręczania jej wypowiedzenia. Bądź co bądź to naprawdę 'ludzka' babka, która docenia to, co robię (nie licząc tych momentów, w których się czepia :)))
Aczkolwiek z przyjemnością powitam zmiany. Oby tylko nie było kijka zamiast siekierki :))

@ Lui, dzięki. Ja też mam bardzo optymistyczne oczekiwania :))

@ Aotahi, dzięki. W sensie statystyczym nowa praca była prawdopodobnie w czołówce możliwych zmian (szczególnie, że napisałam, że muszę sobie na to zapracować :)). Tym niemniej gratuluję intuicji :)

@ Spirit, dzięki za życzenia.
Co do konkursu, to hmmm ... no właśnie, po co mi to było?
Po chwili zastanowienia powiem tak (kolejność chyba wg ważności):
- z ciekawości, jak to wygląda

- z chęci pokazania swojego bloga czytelnikom z poza bloxa (pisałam już wcześniej, że to takie moje 'baby', a każda mamusia lubi się chwalić; no prawie każda :)))

- z chęci sprawdzenia, jak liczna jest owa 'rzesza wiernych czytelników' (choć właściwie to wiem, że nie jest to jednak raczej rzesza, sądząc po statystykach, z których wynika, że duża część odwiedzin, to jednorazowi goście wpadający na chwilę, w poszukiwaniu zdjęć :)))

- z chęci sprawdzenia, czy zgłoszenie do konkursu wpływa jakoś na ilość wejść, na zdobycie nowych czytelników itp. (w moim przypadku zgłoszenie właściwie nie miało żadnego znaczenia, choć jedna osoba napisała, że trafiła na mojego bloga właśnie dzięki temu konkursowi, przy niemałym udziale Obieżyświatki :)))

- bo interesują mnie social media i jak to się wszystko kręci (i dlaczego właśnie tak - na to pytanie oczywiście nie mam jeszcze odpowiedzi :)))

Bardzo się cieszę z tych wszystkich osób, które wpadają tu regularnie (lub nagle się ujawniają w komentarzach :)), które komentują tak, że ich wypowiedzi są często uzupełnieniem wpisu i/lub układają się często w ciekawą dyskusję/ wymianę poglądów. Te komentarze cenię sobie najbardziej. Pomagają mi często zweryfikować moje poglądy lub spojrzeć na pewne zagadnienia z innej perspektywy.

2013/02/03 15:15:13
A pani Polka poczula sie lepiej i o to tylko chodzilo...
A nowej pracy serdecznie gratuluje!

2013/02/03 15:31:03
Kasiu, ja już sama nie wiem, o co jej chodziło. Przecież ja jej chciałam dać zarobić.
Ale może faktycznie 'ukarała' mnie za spóźnienie :(

2013/02/03 17:17:42
Gratulacje dzielna kobieto!
Polska mentalność niestety jest dla mnie nie do strawienia.
Rzadko zdarza się by spotkać ludzi MOGĄCych, albo raczej CHCĄCYCH zrobić co dla innych.
Większość myśli o kombinowaniu dla siebie.
Dla innych NIE DA SIĘ i już.
Choć nie powiem w Ł. mam bardzo miłe panie w salonie fryz-kosm i też zrobią wszystko by jednak Cię przyjąć...

Może dlatego nie jest dobrze mieć wokół siebie Polakow na obczyźnie...

2013/02/03 18:21:52
No to gratulacje! Trochę zazdroszczę. Ja od jakiegoś czasu zbieram się i zbieram, ale jakoś zebrać nie mogę (boje się czy co?)... a czas na zmiany najwyższy, bo czuję jak wszystko ze mnie uchodzi.
Co do fryzury - mój Boże, jestem taka nudna! od 15 lat tak samo, no ewentualnie z porywem na grzywkę.

2013/02/03 20:49:30
GRATULACJE!
A niedasie w wersji angielskiej wystepuja w moim gminnym osrodku zdrowia. Krolowa z recepcji wyznaczyla termin na 10:38 am to skoro jest 10:45 to won na koniec kolejki z nadzieja, ze moze jednak laskawie pielegniarka przyjmie... Niewazne, ze pielegniarka ma dwadziescia minut spoznienia :-)

2013/02/03 22:36:56
stresuje mnie szukanie fryzjera, ale jak znajdę swojego, to się trzymam.
Paznokcie robię sama, bo nie mam pod ręką kosmetyczki.
Jeśli idzie o konkurs to problem mój polega na tym, że miałam wiele maili, dlaczego nie można głosować z zagranicy, bo jednak dużo osób mnie czytających nie ma możliwości wysłania smsa z polskiej komórki. Dwa lata moje blogi wisiały, nawet wysoko doszłam (ale nie do finału) i dałam sobie spokój. W sumie do czego mi to potrzebne?


2013/02/04 07:35:05
Frzyjer i dentysta tylko w moim rodzinnym mieście w Polsce, po tym jak mnie tu pan przekonywał że koniecznie trzeba koronkę za 500 funtów bo inaczej się nie da, od 6 lat mam białą śliczną plombę i się dało, moja pani dentystka to się za głowę złapała z pomysłem koronki - stwierdziła że na taką to zawsze jest czas. Fryzjerka też od lat ta sama, najgordze było jak salon przenieśli i nie wiedziała gdzie bo mama w międzyczasie zmieniła salon. Potem błąkałam się po mieście i zdersperowana weszłam do salonu a tam moja pani fryzjerka sobie stoi!!!!!
pozdrawiam

2013/02/04 07:45:54
Gratuluję !!!!!!
A do takiej fryzjerki nie poszłabym już nigdy w życiu, choćby została ostatnią fryzjerką na ziemi, wolałabym się sama koślawo obcinać, niż jeszcze raz na jędzę spojrzeć.
Manicure nie robiłam sobie nigdy w życiu. Mam słabe i miękkie paznokcie, źle znoszą lakier... i nawet pilniczka nie potrzebuję, jedynie obcinacz. Ale kiedyś, po obejrzeniu "Legalnej Blondynki" miałam ochotę spróbować... czy to rzeczywiście takie relaksujące i odstresowujące?

2013/02/04 13:49:18
Co do Bloga Roku zgadzam się z Tobą. Ja miałam głosów 27 z czego jeden męzowski a drugi od babcie więc się nie liczą :)
jestem ciekawa kto wygra, ale za rok sobie odpuszczę, bo tak jak mówisz promocja to żadna :)
Pozdrawiam serdeczniaście.

2013/02/04 23:02:14
you go, Girl! Gratulacje, trzymam kciuki za zadowolenie z podjętych decyzji i spokój, oceany spokoju! :)

2013/02/05 11:19:59
@ all: dzięki za gratulacje :)

@ Pani M. Polacy na obczyźnie to bardzo ciekawy temat. Niejeden socjolog mógłby się doktoryzować, a kto wie, może i profersura :))
Ja sama jestem z tych osób, które raczej zostaną dłużej, podjadą, przyniosą i wiem, że wychodzę na tym jak Zabłocki na mydle. Nieumiejętność odmówienie też nie jest za dobra, bo inaczej szybko dasz sobie wejść na głowę. Nie, że tak od razu daję po sobie jeździć :)) ale wiem, że jak się da kurze grzędę ... no wiesz, jak to dalej leci. Może ta pani fryzjerka ma jakieś przykre doświadczenia, ale przyznaję, że trochę mnie zmroziła zupełnym brakiem chęci współpracy :(

@ Mukla, ale ty chyba nie myślisz, że mnie stać na takie ekstrawagancje ja tę półłysą panią z dredami?
Dlatego właśnie tak się cackam z tym fryzjerem :))
Zmiany się przydają, nie tylko na głowie. Ja się boję zmian, ale muszę przyznać, że tu w Anglii jest to NORMALNE. Nienormalne jest raczej, jak ktoś zostaje w jednej pracy zbyt długo :))
Normalna jest zmiana zawodu, branie urlopów, rodzenie dzieci, branie zwolnienia. I daje człowiekowi dużo większy luz w podejmowaniu decyzji (zresztą zbieram się, żeby o tym napisać :))

@ Kaczko, służba zdrowia jest poza wszelką konkurencją. Zresztą kasta urzędnicza jest na całym świecie taka sama (przypomniałaś mi, że muszę dorzucić jakiś wpis z serii 'computer says NO' :)), ale od kasty usłgowej oczekuję trochę innego podejścia, tym bardziej, że widzę, iż można.
Jak się chce.

@ Kasia.eire & Ren-ya, moje paznokcie są tak słabe i marnie wyglądające, że ... pozostają mi tylko paznokcie żelowe. Ładnie sie prezentują i lakier nie schodzi po 2 dniach. Tylko portfel lżejszy i trudno podnosić drobne rzeczy, nawet krótkimi (jak moje). Najgorsze, jak mi np. moneta upadnie na ziemię - ale jest gimnastyka! :))

Kasiu, co do konkursu, to ... właściwie już mi to też nie potrzebne :))
Wyżej napisałam, dlaczego zgłosiłam blog do konkursu. Niemożliwość głosowania z zagranicy na pewno eliminuje nieco blogi pisane stamtąd. Ale ... to nie jest najważniejsze.

Ren-ya, dla mnie samo robienie paznokci w ogóle nie jest relaksujące, dlatego napisałam, że państwo maniukjurzyści muszą mi wykręcać ręce, bo jestem strasznie usztywniona. Mnie irytuje wszelka manipulacja moim ciałem :))
Ale efekt końcowy mnie kusi i zadowala. Stąd to poświęcenie.
Na fryzjerkę oczywiście że nie zamierzam spoglądać. Problem jest tylko w tym, że to jedyna polska fryzjerka w naszym miasteczku :(
W anglielskim salonie jest co najmniej 3x drożej

@ Milexica, trzeba się promować na własnym blogu, a nie zasłaniać się Onetem :))
No, ale teraz już jestem o tę wiedzę bogatsza.
Moja babcia we mnie wierzy. Może szkoda, że jej nie poprosiłam o głos :))

@ Chudsza, mam nadzieję, że decyzje okażą się dobre (wyjdzie w praniu). Spokoju się uczę, z marnym skutkiem, choć jednak postępy jakieś są. Kolejne lata na karku, podejrzewam. Oraz postępujące zobojętnienie na pewne sprawy (niestety).
Aczkolwiek każde życzenia przyjmuję z radością.
Pozytywnej energii nigdy dość :)
Pozdrawiam

2013/02/05 11:30:05
@ Edyta, sorry, umknęłaś mi :))
Dentyści angielscy drenują nieźle kieszenie. Przekonałam się o tym nie raz :(

Też się staram kurczowo trzymać jednej fryzjerki, ale jak widać nie zawsze się da.
Śmieszna historia z tym odnalezieniem dawnej fryzjerki :))

2013/02/05 16:21:50
Gratuluje nowej pracy!!!
Fryzjera mam Turka, juz od bodajze 7 lat i jestem mu wierna, bo slucha, bo rozumie, bo jest cholernie przystojny a przy tym zawsze mily i gotowy do spelnienia moich pomyslow.
Ale Turek jest tylko od obcinania, bo juz od kilku lat kolor robi mi moj wlasny maz i idzie mu to doskonale.
Manikiurzystka (Gina) przychodzi do domu, wiec tez jest bezproblemowo.
Wszystko inne zalatwiam w roznych SPA, bo ja lubie lezec i niech mnie macaja:)))


2013/02/06 23:50:15
Star, przystojny fryzjer, który słucha, co się do niego mówi ... jesteś szczęściarą! :))
Kolor właściwie robię sobie sama, ale im więcej siwych, tym trudniej dobrze wszystko równo pokryć samemu. Może też męża zatrudnię. Wiesz, to jest myśl! Dzięki.
Miłego oddawania się masażom zatem. Ja pozostanę niedopieszczona. Trudno :))


2013/02/08 10:54:56
Gratulacje!!!
To się też pochwalę, że sprawa poza-blogowa zakończona sukcesem :)
Z autopsji też potwierdzę, że sam udział w konkursie na Blog Roku nie zwiększa grona czytaczy. No chyba, że się dostaniesz do pierwszej 10tki, to przez tydzień jest ruch jak na Mokotowskiej ;) Potem to już chyba tylko u laureatów.


2013/02/08 11:06:49
Bebe, gratuluję. Muszę wpaść pokomentować trochę u Ciebie, bo ostatnio nieźle dawałaś czadu na blogu (melony, niebieskie rajstopki itp :))). Przyczytałam wczoraj wszystko czekając na opóźniony pociąg, narażając się na dziwne spojrzenia współmarznących.


2013/02/08 11:08:29
Oczywiście narażałam się nie samym czytaniem, ale rechotaniem w szalik :)


2013/02/08 20:20:08
Poszalałam??? Przecie u mnie blogowa posucha. Biczuje się co wieczór "że znowu nic nie napisałam". Poczekaj aż dokonam wiekopomnego dzieła naukowego, dopiero puści blogowa tama! :D


2013/02/08 22:25:22
Fidrygauko, zatrudniaj meza do malowania wlosow, moj tez sie opieral, ale sa na to sposoby;)
Po pierwsze przod glowy robie sama i na poczatku kazalam mu patrzec, jak dzielic wlosy, jak nakladac farbe na odrosty jak przekladac te pomalowane, zeby sie nie pomerdaly z niemalowanymi. Zaczynal jak mialam krotkie wlosy, wiec dodatkowo musial byc ocwiczony w uzywaniu spinek tych "krokodylow" zeby wlosy lezaly tam gdzie powinny. Robimy to malowanie juz od 2.5 roku sami i teraz juz bez zbednych wskazowek, wiec jest to osiagalny proces:))
Na poczatku zdarzaly sie lekkie niedociagniecia, ale poniewaz to tyl glowy to nie byly az tak widoczne. Teraz jest naprawde super i mowie to ja, ktora pracowala przez lata z fryzjerami, wiec troche sie znam. Latem robimy tez kilka pasemek i tez sobie radzi;)


2013/02/11 17:03:23
Fidrygauko - nie glosowalam bo zza granicy nei da sie wysylac sms-ow na jakiekolwiek konkursy, kiedys probowalam (teraz nie, przyznam sie)

ale

zekrnelam na top 10

i jestem zawiedziona!!! tamte blogi nie umywaja sie do Twojego, wiec naprawde jestes w swietnym towarzystwie (tych, co odpadli)

a jeden blog niezle mnie wkurzyl - "karmelkova", w kategorii "Literackie i kulturalne"; ewidentnie historia jest wyssana z palca, pisana przez jakas nastolatke, albo wrecz faceta; stek bzdur... jak to w ogole moglo zostac sjklasyfikowane jako blog, blog to jest webowy dziennik, czyli z definicji zapis jakiejs rzeczywistosci (nawet jesli tylko przemyslen, to jednak autentycznych)

zenada ta cala impreza, moim zdaniem

a, i jeszcze Anna Mucha jako juror... tiaaaaaaaaa
 

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!