Searching...
sobota, 20 października 2012

na akermańskim stepie

Angielskie metody nauczania są zgoła inne niż polskie.
Wynika to z miliona różnych rzeczy, w dużej mierze ze specyfiki języka.
Czytanie po angielsku, wymaga bowiem nie lada umiejętności rozróżniania tych wszystkich głosek długich i krótkich (sheet vs. shit), kilometrowych zlepków liter, których wymowa ma się nijak to pisowni (laugh, daughter czy because), oraz innych kruczków, czytanych raz tak, raz siak (np bow /boʊ/ - łuk czy bow /baʊ/ - kłaniać się).
Tych zagwozdek i pułapek jest jeszcze całe mnóstwo i naprawdę podziwiam angielskie dzieci, że są w stanie opanować tę trudną sztukę czytania :)) *


Jedną ze strategii pomagającej im pokonać samogłoskowego potwora i zapamiętać całą gamę wyjątków od wyjątków jest uczenie się tzw. High Frequency Words.
Polega to na tym, że już w zerówce dostają listę najczęściej używanych słów, które przydają się przy konstrukcji najprostszych zdań.
I tłuką te dzieci przez cały rok aż do znudzenia (albo ostatecznego opanowania) te wszystkie ‘the’, ‘son’, ‘mum’, ‘he’ ‘have’, ‘would’ i inne słowa, których sporej części nie da się tak po prostu wybrzmieć (jak większość słów polskich).


Gdybym ja chciała stworzyć swoją listę najczęściej używanych przeze mnie słów, to na szczycie listy znalazłyby się bez wątpienia: tired i catch up.
Te dwa słowa występują w wypowiadanym przeze mnie repertuarze zamiennie, a właściwie toczą się błędnym kołem, goniąc się nawzajem.
Nadrabiając zaległości męczę się, a zmęczenie z kolei powoduje, że mam ciągle wiele do nadgonienia.

Też na blogu ... (ostatnio do listy HFW dołączyło też słowo bloger :))

Przyznaję, że po tym całym Blog Forum Gdańsk, po przeczytaniu parunastu relacji, po zachwytach, krytykach oraz przeprowadzeniu głębokiej autoanalizy moich zpędów blogerskich poczułam taaaaaki przesyt, taaaakie zmęczenie materiału, taaaką pustkę i taką niemoc twórczą, że ... nie mogę się nawet zmusić do wklejenia (i doszlifowania) obiecanej recenzji (a w końcu wysiłek złośliwej dziopy nie powinien iść na marne, c’nie?)
 

Zwizualizowałam sobie te setki ludzi wysiadujące wieczorem przed ekranem, walących w klawiaturę, mielących miliony słów mniej lub bardziej znaczących.
Pomyślałam sobie o tych trzystu paru blogach z mojej listy, których nie mam czasu porządnie przeczytać ani sensownie skomentować.

 

I poczułam się jak Adamś Mickiewiczauczyński, próbujący wypłynąć na ‘suchego przestwór oceanu’ ...


Oksymoronicznie suchego oceanu.
Przedmiotu pozbawiony swej istoty, materii, która go tworzy.
Synonimu pustki.

JA TU GINĘ, MAMO!

Potrzebuję wyrzucić z siebie ten cały szum informacyjny.
Te SEO-sreo, te „startupy z własnej kanapy” (skądinąd przepiękny pastisz), strategie, techniki i ten cały bełkot.
Nawet potrzebne, inspirujące informacje w nadmiarze stają się niestrawne.
Te muszę sobie uporządkować.
I usłyszeć znowu,” kędy się motyl kołysa na trawie" ...


Na niektórych nadmiar obowiązków czy piętrząca się góra (prasowania, garów, raportów - wstawcie sobie, co chcecie) wpływa mobilizująco.
Mnie zaś przytłacza, paraliżuje i powoduje, że wpędzam się w jeszcze większe zaległości.

Wiem, że spychologia stosowana nigdy jeszcze nie zaprowadziła dokądkolwiek (z wyjątkiem rozstroju nerwowego). Wiem, że metoda małych kroczków jest o wiele skuteczniejsza.
Wiem, że co się odwlecze, to nie uciecze, ale ... przesyt informacyjny i wielość pomysłów, przy jednoczesnym braku czasu na ich zrealizowanie wyłączają mi zasilanie.

Jak w suszarce, gdy się przegrzewa.
A by móc ponownie jej używać, trzeba trochę odczekać ...


Moja lista z pomysłami na wpisy jest bardzo długa.
Pewnie byłaby jeszcze dłuższa, gdybym przejrzała wreszcie składzik z kolekcją Metra i the Evening Standard znoszone niemalże codziennie w londyńskich wojaży z nadzieją, że wreszcie skomentuję wynalezione tam perełki.
Mój mąż się w głowę stuka, patrząc na co wykorzystuję szafkę w salonie.



Mam w planach wreszcie się z nią dziś rozprawić.
Kiedy to jednak opiszę - nie mam pojęcia.

Chwilowo czekam na ostudzenie się zwojów w suszarce ...
Na osłodę (hmm?) nieoceniony Marek Kondrat:


_______________________________________________________________________________

* dla zilustrowania - wierszyk, proszę:
I take it you already know
Of tough and bough and cough and dough?
Others may stumble, but not you
On hiccough, thorough, slough, and through.
Well done! And now you wish, perhaps,
To learn of less familiar traps.
Beware of heard, a dreadful word
That looks like beard but sounds like bird.
And dead: it's said like bed, not bead,
For goodness sake don't call it deed!
Watch out for meat and great and threat
(They rhyme with suite and straight and debt).
A moth is not a moth as in mother
Nor both as in bother, nor broth as in brother,
And here is not a match for there,
Nor dear and fear, for bear and pear.
And then there's dose and rose and lose
Just look them up and goose and choose
And cork and work and card and ward
And font and front and word and sword
And do and go, then thwart and cart,
Come! I've hardly made a start.
A dreadful language? Man alive!
I'd learned to speak it when I was five. 
And yet to write it, the more I sigh,
I'll not learn how till the day I die.

Jako uzupełnienie - wskazówka, jak te 'ustrojstwa' się wymawia :))




sobota, 20 października 2012






2012/10/20 13:20:44
Super wierszyk. Moja diagnoza jest: Fidrygauka potrzebuje odpoczynku!!!
A co angielskiego, to ja się zgadzam jest ciężko. Już dawno powiedziałam mojemu mężowi, że nie dziwię się, że w Anglii jest tylu dyslektyków lub jak zwał tak zwał.
Polski jest trudny, ale akurat nauka czytania i pisania po polsku jest niczym w porównaniu z angielskim. Mam wrażenie, że fakt iż polski jest moim pierwszym językiem, bardzo ułatwił mi zapamiętywanie pisowni wyrazów angielskich.
Pozdrawiam.


2012/10/20 13:46:59
Viki, przemęczenie fizyczne i mentalne.
Przesyt informacyjny.
Przegrzanie zwojów.

Co do angielskiego, to dorośli pewnie uczą się inaczej niż dzieci. Moje akurat radzą sobie nieźle, choć niektóre konstrukcje ortograficzne przyprawiają o ból zębów :))
Ale co się dziwić, jak często jedną głoskę zapisuje się na 3-4 różne sposoby (o czym dowiedziałam się z ... prac domowych mojego dziecka; wcześniej nigdy nie patrzyłam na czytanie po angielsku od strony fonetycznej, a szkoda, bo okazuje się, że wbrew pozorom wszystko składa się w dość logiczną całość :))


2012/10/20 13:56:17
Fajny wierszyk. Muszę się przez niego przegryźć:)


2012/10/20 14:18:15
Red Adelka - dodałam link, gdzie miły pan WYMAWIA te wszystkie cuda.
Może z tą pomocą będzie ci się łatwiej przegryźć :))


2012/10/20 21:32:38
raczej akermański step up ;)
Rozumiem to zmęczenie, rzeczywiście dawałaś czadu w przybliżaniu nam świata blogosfery chociażby (choć nadal nie wiem co to to osławione UU - ale przynajmniej już nie myślę, że to symbol opadniętego biustu, hehe). Może spróbuj krócej a częściej, wrzuć do mikrofali jakąś pierdołę, a nie zacier do przecieru do zrobienia bitek w celu upieczenia...ty zawsze tak ambitnie podchodzisz do każdego posta ;)
A tu jesień pani... codziennie rano proszę krew, by zechciała krążyć i serce, żeby pompowało, oj... a będzie jeszcze gorzej...
Ale co to ja chciałam właściwie... acha - trzy razy sobie przesłuchałam ten wierszyk.
Zawsze możesz gawiedź nauczać akermańskiego, tj. angielskiego, ja się nie obrażę :)


2012/10/20 23:12:30
Nie wiem jak po angielsku, ale kiedyś obawiałam się, że Wiertki pierwszym słowem podłapanym od mamy będzie "zmęczona".
A jest "odpoczywać " :D


2012/10/22 09:22:22
Nikt nie lubi, gdy mu organizm kołkiem staje, ale gdyby nie takie chwilowe "odłączanie zasilania", nic by człowieka nie zmusiło do odpoczynku i wtedy nie wiadomo, czym by się taki maraton mógł skończyć. Bo koniecznych, lub choćby ciekawych, przedsięwzięć jest bez liku, a czas zawsze ograniczony... Sama bez przerwy wpadam w tę pułapkę, bo zagospodarowaną mam każdą minutę dnia, a gdy zdarzy mi się chwila, gdy siądę i nic nie robię, to niemal panika mnie ogarnia, że to przecież CZAS UCIEKA. Więc bodaj parę rzędów na drutach przerobić, albo zaległy post u Fidrygałki przeczytać i skomentować (a Fidrygałka pisze takie posty, że się ich nie da tak z marszu i jednym zdaniem;), zresztą ja i tak nie potrafię tak zdawkowo)...
No i też mi się zwoje przegrzewają;)


2012/10/22 09:35:23
W domach z betonu nie ma wolnej miłości i poezja też umiera... to mój komentarz do filmiku.Co do Twojej szafki, muszę Ci wyznać, że ja mam duże pudło gdzie trzymam wszystkie mapki, książeczki, ulotki i foldery z moich włoskich wypraw (plus bilety wstępu) które gromadziłam jako materiały do wpisów. Odkąd je tam włożyłam nie zajrzałam do nich ani razu, gdyż pisząc raczej posiłkuję się zdjęciami i wspomnieniami jakie mi przynoszą. Szczerze mówiąc, mam dla Ciebie wiele podziwu że w ogóle masz czas i ochotę na prowadzenie bloga i szczerze Cię podziwiam. Po Twoim wpisie o blogosferze miałam zajrzeć na bloga Kominka ale jakoś mi się rozeszło po kościach. ..Jak zapewne widziałaś w zakładkach mam nieco blogów, które czytam regularnie gdyż są to rzeczy budujące, dają mi impuls do myślenia albo pokazują interesujące miejsca. Czasami się zastanawiam co się dzieje, jeśli ktoś nie pisze przez dłuższy czas ale ponieważ lepsza jakość od ilości, czekam cierpliwie. Organicznie nie znoszę blogów - dzienników, gdzie pisze się cokolwiek, aby pisać.


2012/10/22 13:17:27
Bardzo pomocny link - rozjaśnił mi parę spraw dotyczących bród oraz gruszek;) Dzięki.
P.S. Uwielbiam "Dzień świra". Koterski + Kondrat = mistrzostwo. Mam takie dni, że czuję się w tym świecie jak Adaś M., ale na szczęście nie permanentnie.


2012/10/23 17:15:20
Ja usiłuję w studenckie głowy wtłoczyć takie pojęcia jak mediana, moda, kwartyl. I patrzą na mnie, jakbym po chińsku mówiła, a ja naprawdę ładnie to wszystko wymawiam i jeszcze wzór namaluję. Uczenie innych mnie wykańcza. A z DniaŚwira najbardziej lubię scenę srania na trawniku i za każdym razem jak widzę pańcię z kupającym psem żałuję, że Miauczyńskiej odwagi nie mam :)


2012/10/24 18:32:34
@ Inwentaryzacjo! Właśnie wymyśliłaś nowy emotikon:
UU - cycki mi opadły! Przepiękny. Kupuję od razu. Wariacją może być:
/UU\ - ręce i cycki mi opadły :)

Jeśli chodzi o ambicje, to tak właśnie mam (zainspirowałaś mnie do następnego wpisu, he, he :))))
Moje pierwsze wpisy były takie właśnie mikrofalowe, ale jakoś mi to nie wyszło.
Odpocznę trochę od blogosfery (choć BlogForumGdańsk właśnie zaczął publikować filmy z konferencji na youtubie), to może wreszcie napiszę coś bardziej twórczego niż usprawiedliwianie się z własnej niemocy lub mocy twórczej :))

Angielskiego kiedyś uczyłam. Owszem, przyznaję, że był to miły okres w moim życiu (szczególnie, że miałam żelazną zasadę, że uczę tylko tych, co chcą się nauczyć czegoś poza poziom szkolny, a nie wyciągam za uszy pałkowiczów), ale bo ja wiem ... ?
Może jakiś wierszyk wrzucę od czasu do czasu.

@ Bezcielesna, widać Wiertka już z innego pokolenia. Ma inną perspektywę :))
Ja jeszcze bym bardzo nie chciała, by moje dzieci uczyły się ode mnie zwrotu 'za drogie' (taka refleksja mnie ogarnęła, gdy mój syn przyszedł z jakichś wypasionych urodzin i pierwsze co powiadział, to że rodzice tego chłopca chyba musieli bardzo dużo zapłacić za wszystkie dzieci z klasy :)))

@ Ren-ya, fakt że też mam poczucie uciekającego czasu, choć ono rzadko kiedy zawiera w sobie np. obowiązki domowe - te mogą sobie czekać :))
Nie mam go za to wystarczająco na spotkania ze znajomymi, projekty okołodomowe, którym 'normalni' ludzie nie nadają statusu pierszeństwa i oczywiście wpisy na blogu :))
Bardzo mi miło, że tak wnikliwie czytasz moje wpisy, a Twoje komentarze są zawsze ciekawe, chociażby przez to że zawsze dodajesz coś do tematu.


2012/10/24 18:54:23
@ Sukienko, jak widzisz, swoim komentarzem zainspirowałaś mnie do następnego wpisu (dzięki za miłe słowa) - okazuje się, że nie mogę zbyt długo żyć bez blogowania :))

Tak, życie w bloku może zabić poezję. Już trochę zapomniałam, że dla wielu Polaków to rzeczywistość na całe życie. Ale w większośći nieźle sobie dają z tym radę. Może dlatego blogosfera w Polsce się tak dobrze rozwiaja :))
Do Kominka powinnaś jednak zajrzeć, tak z ciekawości, by wyrobić sobie zdanie.

Blogi innych też stały się dość ważną częścią mojego życia.
A blogi o innych krajach mają szczególnie uprzywilejowane miejsce na liście moich ulubionych blogów :))

@ Red-Adelka, do Dnia Świra mam stosunek ambiwalentny. Z jednej strony uwielbiam ten film i identyfikuję się z bohaterem aż za nadto. Jest to chyba jedyny film, w którym 'rzucanie mięsem' co sekundę zupełnie mnie nie razi :))
Z drugiej strony ten film jest przeraźliwie smutny i depresjogenny.
Ps. cieszę się, że link się przydał.

@ Amebowo, hmmm, takich zagadnień to i ja bym raczej nie pojęła (przy całym szacunku dla Twoich zdolności prelekcyjnych :)))
Uczenie opornych jest jak orka na ugorze.
Pozostaje mi tylko życzyć ci powodzenia i cierpliwości.
Ps. scenka na trawniku jest przepiękna :))


2012/10/27 12:03:32
sigh ;) wierszyk przypomniał mi czasy studiów (fil.ang.), teraz będę łazić po domu i wzdychać... ;) dzięki :)


2012/10/28 13:16:58
Aotahi, wierszyk jest piękny. Ja tylko po koledżu niestety poległam na paru fonemach :))

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!