Searching...
niedziela, 13 maja 2012

Makbet w klapkach

Nie płakałam po Zakopowerze, że tak strawestuję sławne już powiedzenie :)

Nie płakałam, bo miałam w odwodzie coś na pocieszenie.
Owo pocieszenie było zaplanowane dłuuugo, dłuuuugo, przed moimi nieszczęsnymi awariami technicznymi, ale akurat się ładnie wpasowało.


Otóż wybrałam ci ja się w czwartek do sławnego teatru The Globe.
Właściwie, to możnaby przyjąć wersję, że wybrałam się tam z czystego snobizmu, gdyż jako żywo, pan Szekspir nie jest na liście moich teatralnych priorytetów*.


Prawda jest jednak dużo bardziej przyziemna.
Moja gmina, mianowicie, dofinansowywała bilety na Światowy Festiwal Szekspirowski 2012, o czym dowiedziałam się zupełnie przypadkiem.
Stwierdziłam więc, że byłoby grzechem nie skorzystać z okazji i nie cofnąć się w czasie za jedyne 10 funtów.


Oprócz czystej ciekawości i chęci przeżycia tzw. 'The Globe Experience' (o którym za chwilę) chciałam się gdzieś wypuścić.
Niedaleko mojej mieściny jest bowiem nawet teatr, ale ... repertuar stanowią niestety najczęściej popłuczyny po Londynie, czyli sztuki i musicale zgrane już do cna w stolicy, a nie wymagające na tyle dużej oprawy, że mogą być swobodnie wystawiane w ramach prowincjonalnych występów gościnnych.


W ramach festiwalu grane jest wszystkie 37 sztuk Szekspira - każda w innym języku (obok hiszpańskiego czy francuskiego tak egzotyczne jak maori - język Aborygenów, pakistański urdu czy język Zulusów z RPA. Będzie też sztuka w BSL (Brytyjskim Języku Migowym) oraz w języku ... hip-hopowym :))





Rezerwując bilety z radością spostrzegłam, że jedna ze sztuk będzie grana po polsku.

Przyznaję, że staroangielski nie jest moją najmocniejszą stroną :)
I niech mi to będzie wybaczone - Szekspira na studiach czytałam na chama po polsku, wkuwając później odpowiednie cytaty w oryginale, by na kolokwium wyglądało, żem głęboką analizę literacko-lingwistyczną przeprowadziła i mogę to udowodnić na piśmie.


Niewiele myśląc bilet kupiłam, przearanżowałam wizyty (to jest akurat potężna zaleta mojej pracy, że sama planuję sobie 'rozkład jazdy') tak bym zdążyła na 14-tą dojechać do centrum i oczekiwałam z niecierpliwością na moje własne Globe Experience.

Otóż całą atrakcją jest nie sama sztuka, ale obejrzenie jej oczami siedemnastowiecznego kmiotka, który wpadał do teatru po drodze z karczmy, stawał przed sceną w tłumie jemu podbnych gapiów, rechotał, jak go coś rozśmieszyło, plotkował z sąsiadem, klaskał, tupał, wiwatował, a w jak się znudził to wygwizdywał trupę co sił w płucach, a nawet obrzucał ją kamyczkami.

Ja jednak nie zamierzałam stać przez 2 godziny i wykupiłam sobie 'pańskie' miejsce siedzące w galerii na pięterku. Kamieni też ze sobą nie przyniosłam, postanowiwszy, że dam "Makbetowi" szansę podskoczenia z bardzo niskiej pozycji w rankingu moich ulubionych sztuk Szekspira :)




The Globe, to replika sławnego teatru z czasów elżbietańskich, gdzie oryginalnie miały premiery kolejne sztuki Szekspira, i gdzie sam mistrz zabawiał widzów. Rotunda, z amfiteatrem i częściowo zadaszonymi strzechą galeriami ma - mimo młodego wieku - nieprzeciętny urok, a dbałość o szczegóły, która cechowała restauratorów pozwala przenieść się w czasie.

Przynajmniej na chwilę ...

Jak już większość jak najbardziej współczesnych widzów zajęła pozycje startowe (czyt. jak najbliżej sceny) w krużganku pojawiło się trzech niedbale ubranych transwestytów. Przechadzali się tanecznym krokiem wśród stojących ludzi, zaczepiali młodych chłopców, potykali na zbyt wysokich koturnach i machali kolorowymi boa.

Wyglądało to dość niesmacznie.

Próbowałam rozgryźć, czy miało to podkręcić atmosferę i nawiązać do tego, iż kiedyś aktorami mogli być tylko mężczyźni, czy byli to autentyczni współcześni 'drag queens' rozkochanymi w teatrze, burlesce i kabarecie, zabijający czas w leniwe, czwartkowe popołudnie.

Okazało się, że ani jedno, ani drugie.

Były to makbetowskie wiedźmy, które w pewnym momencie porzuciły umizgi do przypadkowych młodzieńców i weszły na scenę prorokować Makbetowi i Bankowi, którzy już od pewnego czasu siedzieli tam w fotelach ubrani w dresy, klapki Kubota wciśnięte na skarpetki, pykając coś na komórkach.

Mogłabym w tym miejcu się wysilić i napisać jakąś soczystą recenzję, udając, żem specjalistka od Szekspira. Ale, że na Szekspirze się nie znam i nie widziałam wielu wystawień jego sztuk, - nie będę udawać wielce mądrej pani krytyk (lub może- zgodnie z obecną modą - powinno być 'krytyczki' :))
Zgodzę się więc tylko z zasłyszaną w kolejce po plecaki (tak, tak, połowa widzów, to przypadkowi turyści, którzy muszą zostawić swoje 'garby' w szatni) opinią: "Hmmmm, ciekawe, ale ... nie poszłabym tą drogą."


Krótko mówiąc Makbet w wersji współczesnej nie uwiódł mnie zupełnie.
Nie wiem, czy jestem stereotypowa, czy przywiązuję się do pierwszej zasłyszanej opcji, zamykając się na inne interpretacje?


A może w świetle ostatnich rozważań (nad Koko Sroko, tożsamością narodową i postrzegania Polaków na świecie) wyjątkowo drażniła mnie charakteryzacja jak z najgoszego filmu Barei?
A nawet nie z Barei, ale z Kabaretu Olgi Lipińskiej.


 niestety komórkowe zdjęcia nie są najlepszej jakości


Ponieważ nie widziałam żadnej innej sztuki w ramach tego festiwalu, nie wiem, jak była konwencja. Czy było to zamierzonym efektem reżyserki Mai Kleczewskiej, by wpleść w sztukę angielskiego dramaturga elementy narodowe?
Ciekawa jestem, czy irańskie aktorki grały w hijabach, a Grecy użyli melodii z Greka Zorby, jako podkładu muzycznego.
Jeśli tak, to jestem w stanie litościwie spuścić zasłonę milczenia na białe kozaczki, na rozchełstane marynary ukazujące owłosione klaty króla Dunkana i jego świty, czy na wyżej wspomniane klapki.
Przemilczę, co myślę na temat wódki lejącej się strumieniami, Lady Makbet wyglądającej jak klasyczna słowiańska tirówka, Makdufa o wyglądzie mafioza z Ząbek i przaśno-buraczanej stylistyki innych bohaterów.


Do mnie ta wersja nie przemówiła zupełnie i przyćmiła mi ' The Globe Experience' :)
Cały nastój: drewniane ławy, słomiany dach, zapach skansenu zostały 'sprofanowane' gołymi tyłkami wiedźm, wypinanymi chętnie w stronę publiczności i fluorescencyjnymi slipkami gości Makbeta, którzy zamiast w mrocznych murach zamku Forres, wylegiwali się na leżakach i omawiali swoje 'kurwa ynteresy'.


Przeniesienie akcji we współczesność ma, moim zdaniem jedną podstawową wadę. Utwór, wbrew pozorom, traci swoją ponadczasową wymowę.
Widząc bohaterów oczami Szekspira, jako jedenastowiecznych rycerzy, można wysnuwać sobie do woli wnioski o umiłowaniu władzy, o pokrętnej ludzkiej naturze, o układach i układzikach, o nieuchronnych wyrzutach sumienia, manipulacji, zdradzie itp.
Półnagi facet w klapkach próbujący nieudolnie zmyć z rąk ślady zbrodni, kojarzy mi się tylko i wyłącznie z kiepsko napisanym kryminałem.


Samej gry aktorskiej nie będę się czepiać. Nie było źle :)
Powiem nawet, że byłam pełna podziwu, dla pełnego poświęcenia, z jakim grali. Było bowiem koszmarnie zimno (ja miałam na sobie T-shirty z długim i krótkim rękawem, sweter, kurtkę i szalik), a oni tak sobie jakby nigdy nic łazili w gaciach, leżeli roznegliżowani na dywanach (zamordowany Dunkan), marzli 'uśpieni' pijatyką. Większa część sceny jest co prawda zadaszona, ale niektóre akty rozgrywane były pod gołym niebem ... w strugach deszczu.
Nie chciałabym, niczym Lady Makbet, tak moknąć 'pośmiertnie' na deskach choćby i samego The Globe :)


Lady Makbet mokła jednak bardzo krótko, w porównaniu z widzami oglądającymi sztukę spod sceny. Cały drugi akt lało bowiem bez opamiętania.
Ci bardziej przygotowani mieli na sobie foliowe narzutki. Pozostali, przemoczeni do suchej nitki stali twardo do końca (nie wolno było rozkładać parasolek ani ... chować się w zadaszone wnęki prowadzące do wyjścia - panie bileterki goniły zawzięcie).


Brrr ... cieszę się, że - choć zubożyło to przeogromnie moje 'The Globe Experience', nie musiałam przeżywać Makbeta tak:

 

Swoją drogą to zdumiała mnie obecność tak wielu niepolskojęzycznych widzów (procentowo, gdyż generalnie ludzi było niewielu, ale czego się spodziewać wczesnym popołudniem, w środku tygodnia).
Czy byli to pasjonaci i znawcy dzieł Szekspira, pragnący porównać różne interpretacje? Czy skusiła ich cena £5 za miejsce stojące?
Przypadkowo spotkałam dalekiego znajomego, który powidział mi, że celowo chodzi na te obcojęzyczne sztuki, których jeszcze nie zna, posiłkując się wyświetlanymi na telebimach, mocno okrojonymi streszczeniami głównych wątków.
Żeby zobaczyć, jak je się odbiera pomijając barierę języka.





"Makbet" w wykonaniu opolskiego teatru im. J. Kochanowskiego - sądząc po owacjach, chyba jednak przypadł widzom do gustu. Zresztą sam fakt, że został wybrany - jako jedyny z polskich przedstawień szekspirowskich przez dyrektora artystycznego The Globe jest nobilitujący.

Nie powiem, że na mnie nie wywarł wrażenia.
Forma jednak kłóciła mi się z treścią, uczucia więc mam ambiwalentne.


Na koniec 'The Globe Experience' kupiłam sobie kubek - zupełnie nie z epoki - z postaciami z najbardziej znanych sztuk Szekspira oraz przyjaciółce-kolekcjonerce magnesik nalodówkowy z wizerunkiem mistrza (w końcu nie po to ktoś te bibeloty produkuje, by leżały bezczynnie w sklepiku z suwenirami :)).
Z czaszki zrezygnowałam. Na maskę nie było mnie stać.


 




Podsumowując mogłabym spokojnie zacytować piosenkę Turnaua i Zabłockiego**, zmieniający tylko Nowy Jork na ... The Globe :)
A teraz mówię: nie wiem.
Nie powiem wam, bo nie wiem.
Nie wiem jak było w Nowym Jorku.
Lecz mówię wam: pojedźcie.
Postójcie. I posiedźcie.
Bo nie warto nie być w Nowym Jorku.

zwiastun opolskiego spektaklu:



_____________________________________________________________________________
* Nie, żebym w ogóle miała jakieś teatralne priorytety. Priorytety to ja mam niestety dużo bardziej przyziemne, przynajmniej na obecnym etapie mojego życia.

** piosenka:



niedziela, 13 maja 2012




2012/05/13 23:11:46
No nie! Obejrzałam ten urywek na YT i doszłam do wniosku, że aż tak nowoczesna to nie jestem! Dla mnie to takie jakieś obleśne. Nie kojarzy się ze sztuką w ogóle.
Chociaż nie jestem koneserką i skłamałabym, gdybym napisała, że chodzę do teatru (chociaż kiedyś to i owszem).
2012/05/13 23:29:40
Fidrygauko - chcesz czy nie - zachęciłas mnie :)) i do Opola i do The Globe Experience :):)

2012/05/13 23:45:14
A ja się zaczęłam zastanawiać, czy ten magnesik to nie jest dla mnie przypadkiem. Co prawda, nie wydaje mi się, żeby któraś z moich przyjaciółek mogłaby być Tobą, ale może akurat???? Magnesik z Szekspirem pasowałby do mojej własnej kolekcji trzymanej na lodówce ;)

2012/05/14 00:27:49
@Rest, no więc właśnie - na niektóre scenki patrzyłam z niemałym zażenowaniem, choć starałam się wypeerswadować sobie, że to taki środek wyrazu :)
Miałam wrażenie, że cała ta sztuka była trochę 'przefajnowana'.
Ale pewnie się nie znam na sztuce współczesnej.

@Berberysie, w sumie to nie odradzam :)
The Globe ma coś w sobie (nie chcę go jednak przereklamowywać, by mu nie zaszkodzić ;))
Co do Opola, to ... na własną odpowiedzialność.

@Żono, jeśli masz na imię MB z domu K, męża K i córkę MR i mieszkasz w Warszawie - magnesik powędruje do Ciebie :))
2012/05/14 09:42:04
U nas też kiedyś Balladyna jeździła po scenie na motorze;) I choć było to już lat chyba ze trzydzieści temu, to wciąż spektakl ten pojawia się jako przykład nowatorstwa w teatrze. I wzbudza kontrowersje.
Mnie osobiście tego rodzaju interpretacje nie przekonują. Chyba też jestem pod tym względem tradycjonalistką:)

2012/05/14 10:24:55
Kurna, wiedziałam, że to zbyt piękne, żeby było prawdziwe :-D

2012/05/14 10:40:35
Ren-ya, ja też jestem tradycjonalistką i nie bardzo te Balladyny na motorach czy inne Anttgony w Nowym Jorku do mnie nie przemawiają za bardzo :)
Zgadzam się, że pewne prawdy czy mechanizmy postępowania są uniwersalne, ale przenoszenie ich w teraźniejszość powinno obejmować wszystko: język, scenerię, stroje, realia, tak chociażbyby jak w przypadku Dumy i Uprzedzenia i Dziennika Bridget Jones . Adaptacja jak adaptacja, ale jakoś kupy się trzyma :)) Naiwne, ale od biedy zdażyć się mogło.
A tu ten Makbet latający w kółko z dwoma zakrwawionymi nożami trąci trochę psychiatrykiem :))
Ale może to kolejny pastisz, kolejny Polaków autoironiczny obraz własny????

2012/05/14 12:01:45
A ja ostatnio sobie myślałam, że chętnie zobaczyłabym jakąś sztukę w The Globe. A Ty piszesz, że ostatnio tam grali po polsku, szkoda że mnie to ominęło.
Pozdrawiam.

2012/05/14 14:33:09
@Zono, pomyślę o konkursie w którym nagrodą będzie magnesik :)
Tak więc jeszcze nie wszystko stracone.

@Viki, następnym razem ogłoszę na blogu przed kupnem biletów :)
Już sama nie wiem, czy nie wolałabym akurat w The Globe obejrzeć coś po angielsku :)

2012/05/15 11:19:44
Osobiście wole klasykę w klasycznej interpretacji, ale nie jestem w tym wypadku ortodoksyjna. Szekspir w interpretacji Kennetha Branagha jest moim zdaniem mistrzostwem świata. Widziałam parę sztuk antycznych przeniesionych we współczesne realia i było to super. Nie oglądałam tego przedstawienia, o którym piszesz, wiec trudno mi się wypowiadać, ale zapowiedzi mi się nie podobały. Makbet to konkretny problem, a obawiam się, że tu ten problem został zakrzyczany i zamazany jakimś blichtrem w stylu "jak inteligent wyobraża sobie pospólstwo". Ale gdyby Lady Makbet była korporacyjną suką, to kto wie, może byłabym za:)))

2012/05/15 14:42:23
@Ilenko, niewiele sztuk antycznych przeniesionych we współczesne realia widzialam. Nie jestem całkowicie na nie, ale tu mi jakoś nie grało. Była to dla mnie raczej wersja groteskowa niż uwspółcześniona. Niewątpliwie nie jest to łatwe zadanie dla reżysera.
Może się za bardzo nastawiłam na samo The Globe i szesnastowieczną atmosferę :)

Hmmmm, korporacyjna suka, powiadasz? :)))

A tak swoją drogą, to natrafiłam na recenzję Anglielki, która sztuką była zachwycona :)
Gość: hophopskip, host86-173-210-97.range86-173.btcentralplus.com
2012/05/20 19:11:21
Bylam, widzialam i napewno nie byl to Makbet dla mnie! Chociaz ja zostalam przez Teatr Globe ostrzezona, jako, ze kupilam bilety w lutym list z teatru zostal wyslany z delikatna sugestia, zeby maloletnich widzow nie brac na ta sztuke bo: jest bardzo obrazowa, sceny nagosci i narkotyki. List przeczytalam i mysle sobie jak mozna wszystko to razem umiescic w jednej sztuce? Okazuje sie,ze mozna! Polak wszystko potrafi. Scena gwaltu, wrazenie straszne wywarla na mnie i czy musiala byc tak dluga i tak obrazowa? Bieganie po scenie w "gaciach" niemal przez caly czas czy Pani Maja Kleczkowska tak Polakow postrzega?
Bylam na wieczornym przedstawiniu i teatr byl wypelniony w 90% , rodacy absolutnie dopisali, przekroj wiekowy roznorodny.
Z tej calej wyprawy oczywiscie wygral teatr perelka, cudo juz planuje ponowna tam wyprawe na klasycznego Szekspira

2012/05/23 01:07:44
@hophopskip - cieszę się, że nie tylko mój odbiór Makbeta był taki. Nie chciałam być nadmiernie krytyczna, ale sztuka rzeczywiście była przerysowana i podkreślała - co tu kryć - nasze wady narodowe. Myślę, że zamiarem reżyserki było pokazanie pewnej prawdy uniwersalnej, ale ponieważ sztuka była po polsku, grana przez polski teatr, to moim zdaniem było to tylko utrwalanie stereotypów.
Scena gwałtu rzeczywiście była poruszająca i w tym sensie Maja Kleczkowska chyba efekt osiągnęła. Zszokowała odbiorcę.

Też chcę się wybrać do The Globe na klasycznego Szekspira :)


0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!