Searching...
sobota, 19 maja 2012

Lichfield

Patrick Lichfield, dandys i arystokrata musi być znany osobom interesującym się fotografią.

Określany jako jeden z najbardziej inspirujących fotografów XX w. miał potężny wpływ na kreowanie wizerunku niesamowicie szybko zmieniającego się społeczeństwa, a także na estetykę lat 60-tych i 70-tych.

Pracował dla amerykańskiego Vouge'a, magazynu Life i był pionierem fotografii cyfrowej.

Zwany był człowiekiem 'jednego strzału', potrafiącym zrobić satysfakcjonujące go, niepowtarzalne ujęcie nawet i za pierwszym razem.


Miał wyjątkową łatwość w nawiązywaniu niewidzialnej nici porozumienia ze swoimi modelami, co pomagało mu wydobyć z nich coś ponadczasowego, ikonicznego wręcz.
Nie tylko zatrzymywał w kadrze najbardziej charakterystyczne cechy fotografowanych przez niego ludzi, ale teź oddawał ducha epoki, w której żyli.


W jego archiwum można znaleźć potężną kolekcję 'glitterati' (pierwowzoru celebrytów; piękne określenie, nieprawdaż?) z okresu Beatlesów i Dzieci Kwiatów, takich jak Britt Ekland, Jane Birkin, Jacqueline Bisset, The Rolling Stones, Książe i Księżna Windsor czy Yves Saint Laurent.


Wiele z tych nazwisk zupełnie nic mi nie mówi.
Tak samo, jak nie miałam do tej pory pojęcia o istnieniu samego hrabiego Lichfielda.


Dowiedziałam się przypadkowo, przerzucając z lekkim znudzeniem kartki popołudniowego Evening Standard.
Mojej uwagi nie przyciągnął tytuł: The nudes exhibition opens in London, dlatego, że - jakkolwiek pokrętnie to zabrzmi - nagość mnie nie podnieca :)

Jest wszechobecna.

Dlaczego więc miałaby mnie ruszyć kolejna wystawa, która albo miałaby szansę zostać okrzykniętą kontrowersyjną lub niesmaczną, albo dla odmiany pretendowałaby do miana wysublimowanej sztuki zrozumiałej tylko dla wąskiego grona odbiorców?


Nie wywarły też na mnie większego wrażenia, skądinąnd bardzo subtelne, zdjęcia modelek, choć oryginalności i pomysłowości odmówić im nie mogę.


Co natomiast momentalnie rzuciło mi się w oczy i zmusiło do przeczytania tego dość zawikłanego opisu artystycznych dokonań pana Lichfielda to podtytuł, brzmiący:
były fotograf rodziny królewskiej

I mimo - jak wynikało z moich dalszych poszukiwań w necie - że hrabia Lichfield nie zawsze robił tylko grzeczne, upozowane zdjęcia,


mimo, że rzeczywiście było w jego portretach coś fikuśnego, żartobliwego, co 'kruszyło' sztywną atmosferę i przedstawiało fotografowane osoby w zupełnie nieoczekiwanym świetle (i nie o luksy tu chodzi :)) to na długo jego znakiem rozpoznawczym była pozycja oficjalnie namaszczonego fotografa nadwornego.

Edward VIII, książe Walii, który zrzekł się tronu i miłość jego życia Wallis Simpson


Liz Taylor na herbatce u Królowej Matki



Królowa czy przemiła pani z sąsiedztwa z małźonkiem?



Oprócz talentu, niewątpliwie pomogły mu koneksje i błękitna krew płynąca w żyłach.
To on robił zdjęcia na ślubie Księcia Karola i Księżnej Diany, a także na złotym jubileuszu Królowej w 2002 roku.


Uczestniczył w oficjalnych uroczystościach, stosował się do dworskiej etykiety, dbał o nienaganną stylistykę i aranżacje z wrażliwością godną prawdziwego angielskiego dżentelmena.

Spontaniczny, błyskotliwy, entuzjastyczny i wytworny, Lichfield był człowiekiem, w którego towarzystwiem miło było przebywać. Mimo arystokratycznego pochodzenia, mimo świadomości swojego talentu, mimo popularności, którą się cieszył w wielu kręgach, był określany jako wrażliwy na potrzeby drugiego człowieka 'swoj chłop'.


Jednak już na początku kariery, oprócz "grzecznego", oficjalnego portfolio, miał na koncie i "grzeszne" zdjęcia.
Nadworny fotograf Jej Królewskiej Mości, okazał się być także niegrzecznym chłopcem, dużo mniej znanym szerszej publiczności z takich zdjęć, jak np. to ślubne Micka Jaggera z pierwszą żoną Bianką.





Jego mniej znane zdjęcia można od kwietnia oglądać w The Little Black Gallery w Londynie.

Historia lorda Lichfielda zainteresowała mnie jednak nie ze względu na tematykę zdjęć.
Nie dywaguję, czy są one stylowe, czy staromodne, zahaczające o pornografię, czy tylko artystycznie skoncentrowane na formie i stylizacji, a nie na samym kobiecym ciele.
Nie mogę odmówić im magiczności i nietypowych scenerii, ale ... temat by mnie zupełnie nie obszedł, gdyby nie jeden mało znaczący fakt.


Kolejny dowód w mojej prywatnej, niezweryfikowanej teorii.
Teorii o korku od szampana.


Można powiedzieć, że czytając w Evening Standard artykuł promujący wystawę 'nagich' zdjęć zmarłego w 2005 Lichfielda, miałam zupełnie inny focus :)

o tym ... następnym razem.


sobota, 19 maja 2012



2012/05/19 20:41:48
Powiem szczerze, że Patricka Lichfielda wcześniej nie znałam, choć pewnie jakieś jego zdjęcia widziałam. Pogrzebałam po Twoim tekście w internecie i nie powiem, całkiem, całkiem... Nadal jednak jeśli chodzi o nagość, to moim number one jest Helmut Newton. Gorąco zresztą polecam jego albumy na prezenty dla mężczyzn. W każdym wypadku to strzał w dziesiątkę!

2012/05/19 23:23:16
Ilenko, ja nie znałam ani Patricka Lichfielda, ani Helmuta Newtona (więc też sobie poszperałam).
Jeśli chodzi o albumy z (artystycznie) roznegliżowanymi zdjęciami, to raczej nie mam w swoim otoczeniu amatorów takiej sztuki (tak mi się wydaje, choć co ja tam wiem, co się podoba facetom :))

2012/05/22 23:28:39
Ja Patricka Lichfielda miałam okazję poznać, choć nie osobiście, dzięki wizycie w jego rodzinnej posiadłości, którą swego czasu przekazał na rzecz National Trust - Shugborough. Niedaleko jest zresztą miasto o nazwie Lichfield, bardzo ładne zresztą, a wszystko to blisko Derby. Kiedy odwiedziliśmy Shogborough, nie mogłam się oprzeć pokusie oglądania niektórych zdjęć autorstwa Lichfielda wystawionych w pałacu. Kiedyś na pchlim targu za 1 funta nabyłam sobie album z jego zdjęciami. Sama fotografuję, więc chętnie podglądam innych fotografów :)

2012/05/23 00:45:47
Ewo, czyli napisałam prawdę, że Patrick Lichfield musi być znany wszystkim, którzy się interesują fotografią :))
A Patrick Lichfield był właśnie 5th Earl of Lichfield.
Myślę, że rzeczywiście coś przyciągającego jest w jego zdjęciach.


2 comments:

  1. Dużo tu wpisałam, ale ten system logowania marnie mi działa i pożarło.
    To tylko dodam, że foto się interesuję, a glamourem nie bardzo.

    Pa, pa
    Alm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh, Almetyno, tak mi przykro, bo to już chyba nie pierwszy raz tak Ci pożera ...
      Co do glamouru, to ja też się nie interesuję za bardzo, ale miałam napisać o czymś zgoła innym, a pan Lichfield miał być tylko nieśmiałą inspiracją, ale - jak w przypadku wielu moich wpisów - bardzo się to odciągnęło w czasie. W tym przypadku już prawie dwa lata :)))
      No cóż, wszystko jeszcze przede mną.
      Pozdrawiam.

      Usuń

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!