Searching...
sobota, 21 kwietnia 2012

koniec świata i okolic

"Koniec świata i okolic!" - to było jedno z ulubionych powiedzonek pani Eli, sekretarki z mojego liceum.
Kto by przypuszczał, że jakaś pani Ela zapisze się w mojej świadomości na tyle lat.
I to tylko dzięki jednemu powiedzonku.


W czasie przerwy świątecznej odwiedziła mnie koleżanka z pracy.
Już samo to było ewenementem, bo tu się ludzie nie odwiedzają po domach.
Na dodatek koleżanka po obchodzie domu (sama chciała - kolejny ewenement; Anglicy wchodzą tylko do salonu, ewentualnie kuchni, świętość sypialni omijając szerokim łukiem) powiedziała, że jest w szoku, jaką ja jestem niesamowicie uporządkowaną osobą.

U-PO-RZĄD-KO-WA-NA !!!

Ja???!!!

Matko! Nikt mi w życiu takiego komplementu nie walnął.
Nawet jak był tylko kurtuazyjny.
Można o mnie wszystko powiedzieć, ale że jestem uporządkowana, to raczej na pewno nie.
Normalnie koniec świata i okolic!


Końcem świata jest także to, że Anthony, która gotuje takie pyszności, że nawet osobę tak mało skłonną do kuchennych rewolucji jak ja, skusiła do ugotowania paru potraw z jej bloga, poprosiła mnie o podanie przepisu :)


Nie byłabym jednak sobą, gdy bym nie zrobiła tego trochę przekornie i nie przysłużyła się takim samym dyletantom jak ja.

Z góry zatem przepraszam - będzie to wersja dla idiotów :)

Mistrzowie pieczenia proszeni są o przymrużenie oka.


***

Przepis wyłudziłam od cioci, której mazurki były sławne w całej naszej rodzinie.
Nie miałam zamiaru wykorzystywać go od razu. 
Byłam młodą studentką i myślałam, że może kiedyś, w odległej przyszłości będę piekła ciasta w ramach podtrzymywania ogniska domowego.
Nie było wtedy jeszcze internetu, blogów kulinarnych ani takiego wysypu prasy kolorowej.
Ciocia zapisała mi go na jakimś karteluszku, a ja nie zweryfikowałam, że paru ważnych szczegółów brakuje.
Trochę szkoda, bo może cały proces pieczenia byłby mniej spontaniczny :)


A zatem ...

Przepis na hiper kaloryczny mazurek cytrynowy wg cioci J.

Skadniki:



1 kg mąki

2 kostki margaryny (tak wiem, wiem; dla mnie też to brzmiało NIEPRAWDOPODOBNIE, ale po prześledzeniu parunastu innych przepisów na mazurki stwierdziłam, że jednak proporcje mogą się zgadzać - nie jest to potrawa dietetyczna, ale nie trzeba od razu całego jeść :))

2 szklanki cukru (20 lat temu pewnie wszyscy mieli takie same szklanki, zdobyte gdzieś w Państwowym Domu Towarowym - ale załóżmy, że są to standardowe szklanki po 250 ml)

6 łyżek śmietany (nie pytajcie jakiej - ja użyłam 'na oko' 18%)

4 całe jajka

2 łyżeczki proszku do pieczenia

zapach cytrynowy (moja innowacja)

Polewa:

¼ litra śmietanki niskoprocentowej

2 szklanki cukru pudru (tu zaszalałam - po podsłuchaniu dwóch pań w dziale z bakaliami - wprowadziłam swoją modyfikację i użyłam fondant icing sugar czyli cukier puder z zagęszczaczem, choć w przepisie był zwykły cukier - nie byłam jednak w stanie wyobrazić sobie jak ze zwykłego cukru może wyjść gęsta polewa)

dwie cytryny

bakalie



Wykonanie:
 
Wydaje się proste.
Przepis każe bowiem mąkę przesiać (Nie wiem po co się przesiewa mąkę, ale ja nie zrobiłam tego z braku sitka i czasu, więc myślę, że spokojnie możecie sobie ten element darować), wymieszać z margaryną, proszkiem do pieczenia, cukrem, śmietaną, jajkami i paroma kropelkami zapachu.
"Wydaje się" jest tu jednak słowem kluczowym, albowiem rozrobienie tego wszystkiego to jest jakiś kosmos.
Rozrabianie ciasta kruchego wygląda mniej więcej tak :

Bądźmy szczerzy - takiego zdjęcia na blogach kulinarnych nie znajdziecie.
Ale chyba nadszedł czas na odmitologizowanie gotowania i pieczenia :)

Dlatego przed rozpoczęciem mieszania szczerze doradzam wykonanie wszystkich czynności, które nie cierpią zwłoki albowiem ta mało przyjemna czynność potrafi uwięzić nowicjusza na dobre dwadzieścia minut.

Gotowe ciasto o konsystencji mniej więcej takiej:


należy schować do lodówki na ok. 2 godziny



Z podanych wyżej składników oczywiście wychodzi tego ciasta dużo, dużo więcej (ja rozrabiałam w największym dostępnym mi 10-cio litrowym garnku :))
Jest to ilość ciasta wystarczająca na na duży i mały mazurek: (blachy o wymiarach 27x37 oraz 20x25).

Schłodzone ciasto podzieliłam na dwie części (dwie trzecie na większą blachę).

Następnym wyzwaniem jest ułożenie go na wyłożoną pergaminem blachę.

I tu zaczynają się kolejne schody
Teoretycznie każdy przeciętny trzylatek potrafi sobie poradzić z kawałkiem modeliny.
Ta jednak jest specyficzna - z dużą zawartością tłuszczu.
Wybitnie podła.
Szczególnie, że trzeba do tego uformować na brzegach rancik, potrzebny do zatrzymania polewy na mazurku.

Po 10-ciu minutach dałam jakoś radę, choć wierzcie mi - nie wyglądało to tak schludnie i regularnie:) (już później przeczytałam, że najlepiej jest ciasto rozwałkować na papierze i razem z nim włożyć na blachę, a brzegi dolepić).


Następnie ciasto należy włożyć do piekarnika - tu przepis nie stanowi ani na ile, ani w jakiej temperaturze.
Taki drobny szczegół :)

Znowu Wujek Google przyszedł z pomocą i drogą dedukcji i analizy porównawczej doszłam do wniosku, że trzeba piec do zarumienienia (jakieś 15-20 minut) w temperaturze 180°.

Zgodnie z prawami fizyki margaryna pod wpływem temperatury zaczęła się topić (nie wiem, jaki sens było to wszystko trzymać w lodówce :)) i z przerażeniem w oczach zauważyłam, że mój rancik diabli biorą. Podpiekłam więc trochę, wyjęłam z piekarnika i nożem uformowałam rancik ponownie.
Główka pracuje!


Mało przekonujące (czyt. wyglądające na surowe) ale już lekko zarumienione ciasto wyjęłam posmarowałam najlepszymi na świecie powidłami węgierkowymi (nic mi za to nie płacącej :))) firmy Łowicz.



Następnie przyszła kolej na wyzwanie nr 3 - zrobienie kruszonki.
Nigdy w życiu nie robiłam kruszonki, ale uwierzcie mi na słowo - z takiej ilości margaryny kruszonka raczej nie wychodzi. W każdym razem mi nie wyszła.


Wszystko się ślizgało.
Opcją alternatywną stało się zatem pokrywanie powideł małymi placuszkami z ciasta.

Mało profesjonalne, ale zadziałało.

Podpiekłam jeszcze to wszystko do zarumienienia góry (trzeba uważać, bo rancik łatwo przypalić) - jakieś 10 minut.

Polewę (śmietanę + cukier puder + drobniutko startą skórkę z cytryn i sok - dodany 'na oko' czy raczej 'na język') gotowałam na małym ogniu przez ok 12 minut.
Sok należy lać przez sitko. Nie tak jak ja: na żywioł.
Nie trzeba później wyławiać pestek :))


Ostudzoną, ale jeszcze ciepłym sosikiem cukrowym polałam mazurek i zgodnie z instrukcją cioci, zaczęłam dekorować przed zastygnięciem.


I to już właściwie wszystko - wzór wymyśliłam na poczekaniu (choć później zobaczyłam, że z motywem bazi nie byłam raczej oryginalna :))
Użyłam mielonych orzechów laskowych, skórki pomarańczowej, orzechów pekan, migdałów i jakichś gotowych mazideł.




Wszystko zależy od inwencji twórczej.

Proponuję jednak nie przesadzać, bo - jak widać na tym znalezionym przypadkowo zdjęciu - kreatywność może się czasami wyrwać spod kontroli :)


***

Po przeczytaniu całości stwierdziłam, że mimo iż nie jest to moja pierwsza próba , to chyba jednak na blogerkę kulinarną się nie nadaję :)

Zbyt zagmatwałam sprawę.
Chyba, że stworzę anty-blog kulinarny w stylu makelifeharder :)

Uwierzcie jednak na słowo: mazurek jest pyszny i raz do roku można się poświęcić - i kulinarnie i dietetycznie.

Smacznego :)




sobota, 21 kwietnia 2012





2012/04/21 13:14:48
Patrząc na składniki musi być pyszny :) Do lodówki się go wkłada jedynie po to, żeby łatwiej dało się go rozwałkować (spróbuj kiedyś wałkować kruche ciasto zaraz po wyrobieniu...).
Śliczny wyszedł!


2012/04/21 13:19:50
No widzisz, ja nawet nie wiedziałam, że ciasto trzeba wałkować. A byłoby to o wiele prostsze niż 'rozpaćkiwanie' go ręcznie.
Dzięki, za rok będę mądrzejsza :)
2012/04/21 13:22:13
Blog antykulinarny! Ale się uśmiałam! A już jak zobaczyłam ten drugi mazurek (z włosami nawet...), to już niestety aż się zaciągnęłam kaszlem i przestać nie mogę!
Rewelacja! Gotujesz jeszcze coś tak fajnie lub pieczesz? To opisuj. Tak mało radości mamy w życiu... ;)))
2012/04/21 13:26:07
A jeżeli chodzi o kruche, to ja namiętnie robię tylko jedno. Nic nie trzeba zagniatać, tylko wymieszać. Robi się po prostu kruszonkę i nasypuje jej część na blachę. Przepis tu: niemnieszukasz.blox.pl/2010/11/Zapraszam-na-ciasto.html#ListaKomentarzy

2012/04/21 13:51:22
Wczoraj oglądałam film Tost i tam mnie epatowali tartą cytrynową. Muszę sobie zrobić, bo mnie normalnie się po nocach śni. Koniec świata i okolic (kupuję to powiedzonko)

2012/04/21 14:04:22
Nie ma bata, w przyszłym roku taki robię! Musi być pyszny. A ciasto idzie do lodówki też w tym celu, żeby się podczas pieczenia tłuszcz za bardzo nie oddzielał od reszty. Ja je przetrzymuję czasem w chłodzeniu i cały dzień.
2012/04/21 15:35:26
Wow... dziekuje serdecznie !!! Przy nastepnej okazji zrobie. To super wypas a nie mazurek !
2012/04/21 17:10:10
Ja poproszę o ten blog antykulinarny:))) A mazurek prześmieszny. I przedziwny pomysł:)))

2012/04/21 19:58:39
@ Rest, tak czułam, że ci się ten drugi mazurek spodoba. Ale przyznam, że ja tych 'włosów' bym jeść raczej nie chciała (wolałabym już chyba schrupać noworodka; ale bez pępowiny :))
Niestety moje gotowanie jest generalnie mało ciekawe, ale jak będę miała jakieś fascynujące przygody w kuchni, to nie omieszkam opisać :)
Ciasto z twoje przepisu rzeczywiście robi się kusząco łatwo (uwielbiam pigwy, ale tu ich raczej nie uświadczę). Może się skuszę w wolnej chwili, choć u nas w domu pieczeniem generalnie zajmuje się mąż.

@Kasiu, coś jest kuszącego w tej cytrynie :) Mi się ostatnio niewiele śni. A już na pewno nie jedzenie (chyba mam poświąteczny przesyt).

@Żono - naprawdę pyszny. Nie pożałujesz.

@Anthony - my pleasure, my pleasure. Miłego pieczenia :)

@Ilenko, na trzeciego bloga chyba już nie znajdę czasu, a szkoda, bo mam trochę ciekawych pomysłów :)) (rozwinięcie w następnym wpisie)
2012/04/22 11:52:21
Pigwa jest tylko w tym przykładzie. Normalnie daję to, co mam akurat w domu (jabłka, owoce sezonowe, owoce z puszki - cokolwiek).

2012/04/22 19:35:52
@Rest, spróbuję z czymkolwiek, ale pigwa musi smakować wyjątkowo.

4 comments:

  1. onigdywżyciu.
    Ale smacznego. :)
    Wyśmienity wpis kulinarny, naprawdę człek się od razu lepiej czuje. Wiadomo przynajmniej, że innym ludziom (oprócz blogerek kulinarnych) też się coś brudzi w procesie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadal nie wiem, czy się porwę, ale mazurek jest tego wart.
      I odchudzanie po mazurku też jest go warte :)
      Brudzi się, oj brudzi.
      W mojej kuchni szczególnie :)

      (na samym dole wpisu)
      http://szeptywmetrze.blogspot.co.uk/2015/05/narodowy-dzien-rodzynki-czyli-jak-pisac.html

      Usuń
  2. A ja nawiążę do Twojego uporządkowania. Weź się nie dziw! Przecież chyba miałaś już tu okazję do pooglądania choćby kilku domów, nie tylko w salonie. Ja miałam, przy okazji poszukiwania domu do wynajęcia. Pokazywano nam domy jeszcze zamieszkane, bądź dopiero co opuszczone przez właścicieli. Ja jestem leniwcem i bałaganiarą, zawsze postępuję w myśl zasady "patrzę kurz leży, to i ja poleżę", ale widząc te domy chciałam uciekać z krzykiem i trzymałam łokcie blisko siebie, żeby czegoś nie dotknąć. Uwierz mi, KAŻDA Polka jest znakomicie zorganizowana i uporządkowana w porównaniu do Angielki (nieważne jakiej narodowości). Nie mówię tu o osobach dysponujących pomocą domową na stałe ofkors. W końcu wynajęliśmy taki, który był jeszcze w remoncie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że domy na wynajem są najczęściej tragiczne! Ale też parę razy udało nam się wynająć mieszkanie/dom od właścicieli, którzy wyjeżdżali za granicę i ... było całkiem sensownie :)
      Także chyba nie do końca się zgodzę z Twoją teorią. Wydaje mi się, że bogate, a przynajmniej zasobne Angielki (i to niekoniecznie te ze sprzątaczkami) mają wymuskane domki.
      Bajzel to raczej panuje u ludzi, którym generalnie na niczym w życiu nie zależy.
      A że my Polki lubimy mieć wszystko na tip-top, szczególnie jak przychodzą goście, to już oddzielne zagadnienie.
      Ps. Ha, ha, ha, fajna zasada. Obawiam się, że mimo polskich genów - kieruję się w życiu podobną :-P

      Usuń

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!