Searching...
środa, 8 lutego 2012

Nie umiem potępić?

Jak Polska długa i szeroka w sprawie Katarzyny W. każdy ma swoje zdanie.
Dyskutują wszyscy.
Internet aż huczy!
Nagle każdy ma sto pytań do zadania, historii do odgrzebania, faktów do skojarzenia i teorii do wysnucia.
Emocje sięgają zenitu: od współczucia biednej matce, której porwano dziecko do nienawiści i chęci linczu na podłej dzieciobójczyni...

*** 

Sprawą małej Madzi z Sosnowca interesowałam się umiarkowanie.
Od początku sytuacja wydawała mi się dziwna, ale nie angażowałam się zbyt w śledzenie kolejnych hipotez, portretów pamięciowych rzekomych sprawców, profili psychologicznych porywaczy i innych ekspertyz.
Do czasu, kiedy po wiadomości, że dziecko wypadło matce i umarło po uderzeniu o próg, obejrzałam program UWAGA!




I - jak pewnie miliony ludzi - przeżyłam szok.
Szok, że można tak spokojnie mówić o zaginionym dziecku, o tym, że było ono skarbem, że się go szuka, że się wypłakało wszyskie łzy - WIEDZĄC że to dziecko leży martwe i zamarznięte gdzieś pod stertą gruzu.
Że można tak brnąć w paranoję mówiąc np. że gdy się Madzia znajdzie, nawet jeśli złapią tego mężczyznę to i tak widoku pustego wózka nie da się zapomnieć.
Że można tak precyzyjnie i metodycznie opowiadać o czymś, co nie miało w ogóle miejsca.
Że nie chcieć ratować, że nie krzyczeć, że włosów z głowy nie rwać, że nie biec w rozpaczy na oślep ...
Przeczytałam potem chyba wszystkie dostępne w sieci artykuły, bo chciałam zrozumieć, jak można tak z zimną krwią, z premedytacją, ze stoickim spokojem sprzedawać kłamstwo za kłamstwem, wodzić najbliższych ludzi za nos, grać niemalże oskarową w swej wiarygodności rolę pogubionej i zaatakowanej matki porwanego dziecka.
Niestety próby ogarnięcia tego umysłem spełzły na niczym.
Pytania się tylko namnożyły i przygniotły mnie swoją potęgą.
Ale ... nadal nie umiem potępić mamy Madzi*.
I nie wiem, czy dlatego, że wciąż nie do końca wierzę w to, co się stało?

Czy może czekam na finał dochodzenia łudząc się, że to nieprawda, że może matka kryje jakiegoś ohydnego sprawcę, że to nie ona, że to nie tak ...
Czy moja naiwność i wiara w dobre intencje drugiego człowieka przysłaniają mi trzeźwy osąd sytuacji?
A może boję się wyobrazić sobie, jakie demony obudziły by się we mnie, gdyby mi zdarzył się podobny przypadek?
(Bo tak, to był przypadek, nieszczęśliwy wypadek, prawda? Powiedzcie, że tak!)
Nie umiem, bo werbalny lincz i wirtualne wyroki wydane na matkę i Bóg wie kogo jeszcze budzą we mnie bunt?
Nie umiem potępić, bo wydaje mi się, że każdy w życiu ma swoją "Madzię"?
Ja też.
Tylko, że ja miałam więcej szczęścia - moja "Madzia" przeżyła i to dwukrotnie.
Nie, nie upadek.
Moją skrajną głupotę, która mogła doprowadzić do tragedii...


środa, 8 lutego 2012

* Oczywiście pisałam te słowa zanim było wiadomo, co naprawdę się stało.
Czy teraz umiem potępić?
Nawet się na tym nie skupiam.
Szkoda mi takiej ślicznej dziewczynki, która mogła żyć i dawać szczęście innym.

Straszny smutek ...



2012/02/08 08:37:38
Ja nie potępiam. Różne wypadki chodzą po ludziach i nie wiadomo co komu się zdarzy.

2012/02/08 09:34:02
W pracy mam stały trening tolerancji dla każdego rodzaju ludzi, nawet tych najgłupszych.
I teraz tak. Jak sobie myślę, że MI dziecko by się wyślizgnęło z rąk, uderzyło gdzieś głową i umarło .. to mi się serce kraje. Raz, żeby dzieci uchronić przed upadkiem złamałam stopę amortyzując upadek (z nimi na rękach).
A że kobieta jest, jak jest? Nie każdy człowiek to dobro wcielone, mądrość, elokwencja i wyżyny społeczne, niestety. Łatwiej jej było publicznie iść w zaparte niż samej przed sobą się przyznać, że przyczyniła się do śmierci dziecka.

2012/02/08 10:30:29
Nie potrafię nazwać uczuć, które wywołuje we mnie cała ta sprawa. Wychowałam wiele dzieci, różnie bywało, ale zawsze krzywda dziecka powodowała silną potrzebę szukania natychmiastowej pomocy. Jednak do końca życia będę pamiętać uczucie strachu, kiedy działo się coś złego. Strachu nie tylko o dziecko, ale i o siebie... Na szczęście nigdy nie zdarzyło się nic, co byłoby nieodwracalne.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mentalnie, mama Madzi jest jeszcze dzieckiem, które zrobiło coś złego, ale za bardzo się bało, żeby przyznać do winy. Wielu ludzi widzi w niej wyrachowaną zabójczynię własnego dziecka. Ja nie umiem. I to jest to, czego w sobie w tym wszystkim nie potrafię zrozumieć.

2012/02/08 12:42:13
@Dana & Veni - no właśnie cały czas nie mogę przestać myśleć o tym, co gdyby mi się coś takiego wydarzyło.
Albo czy jak bym potrąciła kogoś samochodem, to bym nie zwiała.
Czy bym może sypnęła kogoś w na torturach.
Po prostu nie ufam sobie. Nie wiem, jak bym się zachowała.
Tak na spokojnie teoretyzować trudno.
Pewnie też bym poświęciła swoją stopę :) - i dlatego nie mogę tej dziewczyny zupełnie zrozumieć.
Z drugiej strony szok i niedowierzanie w to, co się stało byłopewnie zbyt wielkie, by przewidzieć skutki lawiny kłamstw ...

@Semiranno, masz rację - ja de facto też nie potrafię do końca zdefiniować swoich uczuć. I wiem o czym mówisz, jak piszesz o strachu o samego siebie - bo wtedy przed oczyma staje ci całe twoje dalsze życie i perspektywa tego, co jeszcze możesz stracić.
Mama Madzi straciła wszystko. Przegrała życie. Choć może po latach da się coś z tych gruzów odbudować ...
To, że nie umiesz widzieć w niej wyrachowanej zabójczyni nie jest wcale trudne do zrozumienia - wydaje mi się, że życie uczy nas odcieni szarości, a nie tylko czarno-białego postrzegania świata ...

2012/02/08 17:10:28
a mnie przeraża lincz medialny dokonany na tej kobiecie. Nic nie wiadomo o tym jak faktycznie wyglądało jej życie, a większość już dokonała jej oceny moralnej. Ja uważam, że ona cierpiała na depresje poporodową, nie miała wsparcia w rodzinie (wystarczy popatrzeć jak teraz zachowują się teściowie i mąż, jej rodzina w ogóle z boku tego wszystkiego stoi). Nie wiadomo co tam się u nich w domu działo, czy nie było przemocy, choćby psychicznej, czy nie była zastraszana, dlatego tak nieracjonalnie dla nas się zachowywała. Przypomina mi sie film "Plac Zbawiciela" i to do czego może posunąć się nie widząc wyjścia.

2012/02/08 17:15:32
Od pewnego czasu patrzę na tego typu "wiadomości" i krew mnie zalewa. Nie wiem, czy zauważyłaś, że w mediach już prawie wszystkie informacje to kroniki kryminalne. Dziennikarze zwykli czy śledczy wybebeszają każdy wypadek i przypadek. Rozkładają na czynniki pierwsze sprawców, poszkodowanych, grzebią się w ich życiorysach do kilku pokoleń wstecz... I każdy następny przypadek, wypadek czy czyn karalny staje się łakomym kąskiem dla mediów. I żerem dla mas.
A wypadki były, są i będą. I nie nam decydować o winie, karze itd. Zrobią to fachowcy.
Mogę sobie tylko pomyśleć w duchu to czy tamto, ale tak naprawdę nikt z nas nie wie, jak by się zachował w danej sytuacji. Wiele razy wydaje się, że tylko łaskawy los uchronił nas przed tragedią. Która jednak obeszła nas bokiem.
Mogę sobie także pomyśleć ze współczuciem, że dzieci nie powinny mieć dzieci, ale też z drugiej strony - gdzie jest ta granica?
Wszystko to mogę, ale czy w ogóle powinnam o tym wiedzieć?

2012/02/08 17:22:34
A mnie przeraża cała ta sprawa. Jako nowa mama, mój synek urodził się w listopadzie, odkrywam w sobie całe pokłady uczuć, o których nie miałam wczesniej pojęcia. Pewnie przez to, cały ten wypadek z Madzią przekładam na siebie. Najpierw porwanie, bo jakbym ja się czuła, gdyby... Teraz ten nieszczęśliwy wypadek. I ja się zgadzam, że w codziennym życiu jest mnóstwo, takich niedoszłych wypadków. Mogę sobie tylko wyobrazić, co przeżywa moja imienniczka, mama Madzi...
Pozdrawiam.

2012/02/08 20:35:25
Potępianie czy nie potępianie matki swoją drogą, ale szum medialny jaki się teraz robi na linii policja - Rutkowski to już zwykłe świństwo.

2012/02/08 23:08:36
Mojej sympatii matka dziecka nie budzi, ale współczuję jej, nie potępiam.
Spowodowała nieumyślną śmierć dziecka. js zabito na oczach gawiedzi świadomie. Dla słupków oglądalności.
Od poczatku miałam wrażenie, że Matka dziecka nie umiała wejśc w rolę (np. nieleczona depresja poporodowa, alebo coś w tym stylu). Wszyscy bezrefleksyjnie prześcigają się w opowiadaniu jak to sobie od poczatku nie dawała rady, przy czym nikt nie ma cienia refleksji, że może trzeba było jej pomóc?
A jak wczoraj obejrzałam wywiad z teściową matki dziecka. to sobie pomyślałam że trzeba byłoby być bardzo dojrzałym, by wytrzymać to z czym ta dziewczyna musiała sie na co dzień zmagać. Miała się czego, a raczej kogo bać. Cruella przy jej teściowej to dobra wróżka a Dulska to miłośniczka mówienia prosto w oczy. Teściowa nie umiała ukryć nie tylko pracia na szkło (Rutkowski "działał" za jej przyzwoleniem). ale i pobłażliwej pogardy wobec "niewłaściwego" pochodzenia synowej Kasi.

2012/02/08 23:44:38
Wiesz co, tak jak pisałaś wszędzie aż huczy od słów pogardy dla mamy małej Madzi. Pomimo, że żal mi dziecka nie potrafię potępić, nie chce debatować, nie chce z tak dramatycznego wydarzenia robić wspaniałego tematu do rozdmuchiwania.To co napisałaś, - to najmądrzejszy wpis na jakimkolwiek blogu, który miałam okazje przeczytać.
Pozdrawiam :)

2012/02/09 12:10:48
Odpowiedź być może tkwi w ostatnim Twoim zdaniu nakreślonym. Nie wiemy sami, niewiele rozumiemy, nie potrafimy ocenić - może i tak, dopóki sami nie znajdziemy się w identycznej sytuacji. Kim jesteśmy, dlaczego tak postępujemy, czemu tak się dzieje? Skąd tyle potępień, doradzania? Tacy jesteśmy sami mądrzy i wspaniali, że możemy wydawać wyroki i żądać postępowania, narzucając innym to jedno jedyne prawidłowe?
Niedoskonałość człowieka - bardziej mu pomóc niźli linczować. A jeśli ktoś się boi, wstydzi poprosić o pomoc? Gdzie są bliscy? Gdzie zwykła próba wspierania potrzebującego?

2012/02/09 15:24:45
Dołączam się do niepotępiających. Szokuje mnie łatwość z jaką ludzie ferują wyroki i oceny różnych sytuacji na podstawie pierwszych lepszych informacji. A przecież w tego typu sprawach najbardziej znaczące jest właśnie to, czego nie widać na pierwszy rzut oka.

2012/02/10 01:10:04
@Trina23 - filmu nie znam, ale dzięki - zainteresuję się :)
Co do linczu i ferowania wyroków, to ... nie mówię, że nigdy tego nie robię (tzn. osądzam; lincz mi się jeszcze nie zdarzył :)).
Ale staram się szybko znaleźć agumenty łagodzące.
Moim ulubionym filmem jest Skrzypek na dachu :)

@Rest - niestety, sensacje się sprzedają, tak samo jak seks. Jest popyt, jest podaż.
Osądzanie ...
Ktoś kiedyś mówił o belkach i źdźbłach w oczach ...

@Viki - dla mnie, jako matki (choć nie tak świeżutkiej :)) to też jest szok. Ja nawet nie próbuję pewnych rzeczy usprawiedliwiać - to zbyt skomplikowane.
I też stawiam się w miejscu tej dziewczyny i ... cokolwiek było przyczyną, będzie ona z tym musiała sobie radzić przez całe życie.

@Adam - tak, przerażające jest to 'drugie dno', awantury, przepychanki słowne, zarzuty i oskarżenia (co nie zmienia faktu, że faktycznie nie wszystko działało, jak należy i sprawa Madzi wyciągnęła na światło dzienne potężne luki w systemie).

@Ninga - ja podobnie, sympatii nie żywię, ale współczuję strasznie.
Co do rodziny, teściowej i spółki, to już tego tak nie śledzę (zresztą nie mam gdzie :))

@galopku (chyba raczej galopko :))- dziękuję :)

@jazzwitaminek - właśnie, dużo tych pytań, na które odpowiedzi brak.
Myślę, że najczęściej wybieramy po prostu drogę na skróty. Osądzanie jest ławiejsze, bo 'zamyka' sprawę, pozwala jakoś to sobie w głowie zamknąć. I zwalnia z obowiązku wyciągnięcia pomocnej ręki, bo przecież taką 'szmatą' nikt nie będzie się zajmował...

@Ren-ya, witaj w Klubie Nieosądzających :)


@Wszyscy: nie mówię, że nadal nie mam podejrzewań, że może przebieg tej sprawy może być bardziej dramatyczny, ale jak już napisałam - Każdy ma swoją Madzię (miałam wewnętrzną potrzebę rozwinięcia tematu).

2012/02/13 21:32:58
O tym, że wypadki się zdarzaja i będą zdarzać, już było.
O tym, że dzieci/niedojrzali ludzie dzieci nie powinni mieć, możnaby długo, niestety nic to nie zmieni.

Ale matka Madzi to... perfidna suka*. Jak można własne dziecko, które być może faktycznie zginęło w wypadku, wyrzucić jak śmieć? Pomijając brednie w wywiadach, pomijając nawet pieniądze podatników zmarnowane na poszukiwania niby to porwanego dziecka - jak można postąpić tak bezdusznie a na dodatek przez wiele dni z oczywistym wyrachowaniem wodzić za nos ludzi, bliższych i dalszych, gotowych do pomocy? Społeczeństwo pokazało się z dobrej strony i zostało ohydnie oszukane. Strach pomyśleć, jakie psy będą wieszać "na zaś" na każdej następnej rodzinie, która się zwróci o pomoc w sprawie porwania - rodzinie, która rzeczywiście będzie przeżywać tragedię...

Co wydarzyło się naprawdę? Kto ile wiedział od samego początku? Jeśli tylko matka, to pół biedy; jeśli wszyscy (rodzice i teściowie) to jest to dla mnie niepojęta patologia emocjonalna.

*to tylko niesprawiedliwe, konwencjonalne słowo, bo nie podejrzewam, żeby jakakolwiek suka na świecie tak się obeszła ze swoim szczeniakiem

2012/02/14 01:11:51
@Nemuri

Zadaję sobie dokładnie te same pytania.
Jak można było?!
Tak, myślę nie tylko o wyrzuceniu ciała, ale o całej reszcie.
I o pieniądzach podatników.
I o mocno nadwyrężonym zaufaniu społecznym.
W całej sprawie nie gra mi milion rzeczy. Wątpliwości się kłębią i nie zdziwiłabym się, gdyby ta sprawa potoczyła się w jeszcze zupełnie innym kierunku.
Nie mówię, że to co się stało, było dobre, czy moralnie mi obojętne.

Ale ...

Gdybym miała możliwość stanąć oko w oko z tą dziewczyną (nie, że o tym marzę), to nie umiałabym wykrzyczeć jej w twarz: Ty zimna suko!

Ty byś potrafiła?

Przeczytałam ostatnio ciekawy artykuł.
Nie zamierzam cię przekonywać do zmiany zdania, czy zrozumienia motywów postępowania Katarzyny W.

Ale argumentacja tam zawarta przemawia do mnie.

2012/02/14 01:26:37
Artykuł bardzo przekonujący (dzięki za namiar - lubię czasem przeczytać coś mądrego). W tej sprawie jest na pewno drugie dno. I chociaż mam już tej sprawy dosyć, to myślę, że jeszcze dużo się może zdarzyć.

2012/02/14 12:28:07
@Fidrygauka
Nie chciałabym spotkać tej kobiety i nie mam jej nic do powiedzenia, bo to nic nie zmieni. Wstyd mi, że biologicznie zaliczam się do tego samego gatunku co ona.

A artykuł jest tak tendencyjny, że nie mogę się oprzeć wrażeniu, że autor ma parę trupów w szafie i zawczasu błaga o litość.
O matce, która to szuka oparcia w religii... Ciekawe, ale mam zupełnie inne wyobrażenie o stanowisku religii (zakładam, może błędnie, że kościoła rzymskokatolickiego) co się tyczy seksu przed ślubem i o działalności tzw. oaz. Poza tym, oto kolejny dowód na to, że branie ślubu "bo brzuch" jest najgorszą z możliwych opcji.
Przeszkadzają mi eufemizmy w tym tekście, np. że ciało zostało ukryte. Nie, nie zostało ukryte, tylko wyrzucone. Nie pojmuję i nigdy nie pojmę, jak tak można. Miarą człowieczeństwa jest zachowanie w sytuacjach kryzysowych, trudnych, niebezpiecznych dla życia własnego lub innych. Szok, trauma, nikt nie wie, jak by się zachował - ale co nam dało wychowanie w rodzinie, wieloletnia socjalizacja, funkcjonowanie w społeczeństwie, co, jeśli nie umiejętność reagowania "po ludzku"?
Autor przedstawia nam tu biedną dziewczynę, która nie ma normalnej rodziny, żadnych wzorców, w nikim oparcia, na oazie czepia się pierwszego lepszego, którego rodzina jej nie akceptuje, którą to życie ciągle oszukuje - no przykre, ale takich osób jest, nie tylko w Polsce, bardzo wiele a i od życia nie ma się co spodziewać samych cukierków. Jest taka tendencja, żeby trudnym dzieciństwem usprawiedliwiać późniejszą patologię - tylko czy społeczeństwo musi się na to godzić?

Gdyby była nieświadoma swojego czynu - nie wypadku, tylko tego, co zrobiła i przede wszystkim tego, czego NIE ZROBIŁA po nim - w porządku, może jest emocjonalnie niedorozwnięta, może to niezdiagnozowana choroba psychiczna, może - post factum - taki szok. Ale ta premedytacja, to "iść w zaparte" i kłamać ile się da świadczy raczej o świadomości i czynu, i jego konsekwencji. I to mnie brzydzi. Brzydzi tak, jak i metody pracy "detektywa" R.

2012/02/14 13:24:26
@Nemuri,

Wygląda na to, że (nie po raz pierwszy :)) mamy różne zdanie, choć tym razem chyba dość drastycznie.
I to jest jak najbardziej o.k. - zmusza do refleksji.

Tak jak napisałam - nie zamierzam (i nie umiem) cię przekonać, że można na tę sprawę spojrzeć inaczej.
Wydaje mi się, że dzieli nas ok. 20 lat. To mało i dużo.
I pewnie to truizm (zastanawiam się nawet, czy nie odbierzesz tego protekcjonalnie - choć zupełnie nie jest to moim zamiarem), ale wydaje mi się, że z wiekiem i nabytym doświadczeniem zmienia się postrzeganie pewnych spraw i osąd łagodnieje.
Nazwij to konformizmem, starzeniem, utratą ostrości widzenia, lenistwem, mądrością życiową, wzrostem empatii, rozszerzeniem skali tolerancji? (wybierz sobie wedle uznania, lub dodaj jeszcze coś od siebie).

No i jeszcze na koniec: ja jej nie usprawiedliwiam, ale potępić nie umiem.

2012/02/14 15:20:59
@Fidrygauka
Nie wiem, ile lat nas dzieli, ale sam wiek to jeszcze nie wszystko ;-) To bardziej kwestia indywidualnego doświadczenia życiowego. Ja wiem, że człowiek z natury jest ZŁY. Wystarczy spojrzeć dookoła.

Kiedyś w byłej pracy był taki dramat: Kolega wrócił z urlopu, na którym zmarło mu dziecko. Miało być pięknie: happy family, słońce i plaża a dzieciak mu się wyziębił w wodzie do kolan (jego, czyli kolan siedmiolatka, gdzie rodzice nie podejrzewali żadnego zagrożenia), upadł i się utopił. W pracy wszyscy w szoku, kolega od razu dostał propozycję (płatnego) urlopu oraz taryfę ulgową. Z pierwszego nie skorzystał, z drugiego owszem. Obijał się w pracy, ale nikt nie ważył mu się złego słowa powedzieć. Nawet gdy nadszedł kryzys i szef najchętniej pozbyłby się takiego non-performera, to nie było opcji, bo przecież taka tragedia...
I co? A to, że koleś sam się zwolnił, kiedy już zarejestrował własną firmę. W dodatku żona parę miesięcy po jakże to tragicznym urlopie była w ciąży (a mnie się wydawało, że duży stres powoduje problemy z erekcją?..). I wszystkich zatkało.

Problem z tolerancją jest taki, że "if you tolerate this then your children will be next". Założę się, że wtedy tracisz empatię, wyostrza Ci się widzenie i poglądy bardzo radykalizują.

fidrygauka
2012/02/16 11:21:40
@Nemuri,
Zgdzam się, że na naszą ocenę bardzo wpływają wszelkie doświadczenia. Ja np. wyprowadziłam się z Lodnynu, bo za dużo się naoglądałam w mojej 'pięknej' dzielnicy, by posłać moje dzieci do szkoły tamże.
Też się zgadzam co do ludzkiej natury - jesteśmy egoistyczni i trzeba włożyć potężny wysiłek w to, by ten egoizm pokonać. Bez tego wysiłku efekty naszego postępowania są najczęściej marne, bo zaspokajanie własnego ego najczęściej nie leży w interesie innych :)

Mimo, że mam tendencje do głębokiej analizy :) i rozkładania wszystko na czynniki pierwsze - później stataram się jednak generalizować, a nie budować swoje opinie na poszczególnych przypadkach.
Wyjątki zawsze się znajdą.

To, co zrobiła ta matka jest nienormalne, ale ja bardziej się skłaniam ku zrozumieniu jej motywów niż potępieniu.
I zawsze - ZAWSZE - wierzę w możliwość zmiany, a zatem w dawanie ludziom szansy na zmianę.
Dlatego, że chciałabym, by i wobec mnie tak postępowano. I może to wyjaśni lepiej moje stanowisko...

2012/02/21 09:52:29
Aha, mamy wspólny mianownik: "To, co zrobiła ta matka jest nienormalne". No właśnie, żyjąc w społeczeństwie żyjemy w pewnych normach. To, co zrobiła ta matka, w tych normach się nie mieści. Dlatego jestem za tym, żeby - o ile jest poczytalna - poniosła za to karę. I to karę najlepiej jak najbardziej surową, bo tylko takie się sprawdzają.
(Jak widać, na tym się nasz wspólny mianownik kończy, bo ja w zmiany nie wierzę i nikomu, kto dopuścił się przestępstwa, nie dałabym szansy na "zmianę" czy "poprawę". Bo to jest - tutaj akurat wierzę w statystyki - szansa na... kolejne przestępstwo.)

2012/02/27 20:06:21
@Nemuri_neko
Wspólny mianownik nie jest zły :)
Faktem jest, że w tej sprawie jest cholernie dużo niedopowiedzeń i kombinowania.
Ale ... pozwalam sobie sprawę włożyć do przegródki 'było-minęło'...

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!