Searching...
niedziela, 22 stycznia 2012

Imiona

W Polsce bywało czasami trudno.
Siedem Agnieszek w jednej klasie, na ten przykład.
I wszystkim siedmiu naraz stawało serce, gdy nauczyciel zaczynał wyczytywać imię kandydatki do odpytywanka.

Prawdziwe schody zaczęły się jednak dopiero gdy zamieszkałam za granicami naszego pięknego, swojskiego kraju.
Nagle otoczyło mnie tyle 'dziwacznych' imion z całego świata.
Jak to wszystko spamiętać?
Jak to wymówić?
Prawie zawsze zapominałam jakie imię ma osoba, która się właśnie mi przedstawiła.
Starałam się więc tak lawirować, żeby nie wymawiać tego imienia, co nie jest takie trudne, bo po angielsku mówienie sobie 'na TY' to norma.
Choć o ile dobrze pamiętam z historii z języka, to 'you' oznaczało kiedyś tylko liczbę mnogą, czyli brzmiało trochę 'z rosyjska': A wy, panie hrabio, co myślicie na ten temat?
Tym niemniej teraz się wszyscy 'tykają' co dla Polaków bywa nieco niezręczne.
Opowiadała mi koleżanka, pracująca w domu opieki społecznej, że długo nie mogła się przełamać i mówić do dziewięćdziesięcioparoletniego staruszka: Johnny, przyniosłam ci śniadanie, albo do dziarskiej osiemdziesięciolatki: Witaj Mary, jak się dzisiaj miewasz?
Przyznam szczczerze, że mi też ciężko przez gardło przychodziło zwracanie się do szefowej per Gemma. Wolałam Ms Brown.
Szkolne nawyki? Szacunek? Bo ja wiem?

Wracając do imion i do 'wybiegów' jakie stosowałam (oprócz lawirowania, rzecz jasna), to na ogół dobrze się sprawdzał numer w stylu: "Przepraszam, ale nie pamiętam, jak się WYMAWIA twoje imię".
Osobnik(-czka) się na to łapali i podawali mi poprawne brzmienie swojego imienia.
A wtedy mobilizowałam wszelkie moje zdolności intelektualne, by imię zapamiętać.
Na ogół się udawało.
Najczęściej starałam się sobie wymyślić jakieś skojarzenie.
Najdziwniejsze, które sobie przypominam to "głowa-dźwig", ale co sie dziwić, jak dziewczyna (Norweżka) się nazywała Hedvig.
Ale, jak widać, zadziałało skutecznie. Pamiętam do dzisiaj :)





Nadszedł jednak dzień, w którym zaliczyłam wtopę.
Pracowałam w studenckiej kafeterii z pewnym Niemiaszkiem.
Co środę o 7:30 zaczynaliśmy produkcję kanapek. Oboje z lekka zaspani. Oboje mechanicznie wykonujący swoje obowiązki: 6 rzędów po 5 bułek. Przeeee-króóóój! Masło smaru-smaru. Sałatka, szyneczka, serek myk-myk-myk. Pomidor, ogórek i folijka. Do lodówki-witrynki marsz!
Na gadki-szmatki czy budowanie relacji nie było czasu.
Nie miałam więc potrzeby używać jego imienia.
Po mniej więcej pół roku znajomości pewnego ranka w kafeterii zawitała babka, która zbierała dane o studentach. Na pierwszy rzut przyatakowała mnie. Po chwili spytała o imię koleżki.
Więc ja oczywiście daję z moją niezdolnością do wymówienia ...
Na to chłop się obruszył się wielce (a może to tylko tak groźnie zabrzmiało w jego niemieckiej angielszczyźnie) i oberwało mi się że 'Jak to nie umiem wymówić?! Przecież to nic trudnego wymówić imię Tis?!'
Uuuuuupsss, głupio mi było troszeczkę :)

Jakby problemów z dziwnymi imionami było mało, zmagałam się też z tymi w miarę swojskimi.
Bo jak tu się połapać kto jest kto, jeśli po angielsku (amerykańsku?) Chris to i Christopher i Christina, Sam to i Samuel i Samantha, a Jo to Joel i Josephine?
Zresztą tych imion żeńsko-męskich jest całe mnóstwo.
Paru Szwedów też nie ułatwiało mi życia. Jeden z przykładów to Ola i Olle - oba męskie (!) imiona - wymawiane (jak na moje ucho) niemalże tak samo : Uuule.
W moje grupie były też: Tilla, Teja i Taru (Albanka, Szwedka i Finka). Oj, zajęło mi to trochę czasu, zanim się nauczyłam je odróźniać.
Niestety, od tamtej pory nie zrobiłam zbyt wielkich postępów w kwestii zapamiętywania imion.

Jeśli chodzi na przykład o mamy kolegów moich dzieci, to pamiętam tylko Sonię, bo imię łatwe, a poza tym zdziwiłam się, że nosi je kobieta z Afganistanu, Nathalie, bo pytała się mnie czy mogłabym sprawdzić znaczenie jej imienia (tu, w tej międzynarodowej mieszance to bardzo częste pytanie), więc sprawdziłam i zapamiętałam, że znaczy tyle, co ... dzień urodzenia (po łacinie: dies natalis) i Herman (bo się zdziwiłam, że kobieta nosi takie 'męskie' imię).
Inne mi się przedstawiały, ale niestety ...

Mam nadzieję, że nie będę musiała się do nich zwracać po imieniu, albo że gdzieś kiedyś doczytam ukradkiem na jakiejś liście klasowych mam (i wtedy na pewno zapamiętam).
W ogóle Anglicy (A może tylko Londyńczycy?) mają niesamowitą wolność w nadawaniu imion i bez problemów czerpią z innych kultur. Jedno z najmodniejszych imion dziewczęcych (zresztą słodkich moim zdaniem) to Touloula (czyt. Tulula). Podoba mi się również dość popularne Imagine (ot, takie imię z wyobraźnią ;)). Mogłabym chyba też nazwać córkę kwiatowo - Daisy lub Lilly ale to imię dobre dla małych dziewczynek. A co z panią prezes Lilly?

Wcięło mnie też lekko, gdy pierwszy raz usłyszałam wątpliwej - dla polskich uszu - urody imię: Pippa. I dopiero gdy siostra Kate Middleton rozpoczęła swoje 'pośladkowe' podboje, dowiedziałam się, że to zdrobniała forma od Philippy.
A synek znajomej zostawał pod opieką Jesus, dziewczyny z Portugalii. (Po angielsku, gdzie nie ma odmiany, to brzmi nawet lepiej: Who is looking after your child? Jesus!)

Wiele imion to po prostu nazwy miejsc, kwiatów czy cech charakteru. Co więcej, przy rejestrowaniu dziecka w urzędzie można mu nadać JAKIEKOLWIEK nazwisko. Nie musi to być nazwisko ani ojca ani matki, choć oczywiście, jako rzecze ulotka, doradza się jednak nadać nazwisko rodowe, żeby uniknąć jakichś nieprzewidzianych trudności w przyszłości.
Do moich wpadek 'imiennych' mogę dodać również następującą historię.
Sekretarka ze szkoły mojego syna, zaszła w ciążę w mniej więcej podobnym czasie co ja. Siłą rzeczy wytworzyła się między nami swoista więź - dwóch dopingujących się 'ciężarówek'.
Jej córeczka urodziła się w wakacje, nie zdążyłam więc się z nią zobaczyć zanim poszła na urlop macierzyński. Kiedyś przypadkiem spotkałam na ulicy jedną z nauczycielek, która 'sprzedała' mi najnowszą wieść iż Wendy (sekretarka owa) urodziła córeczkę. Powiedziała mi też imię, ale ... oczywiście nie zapamiętałam. Jakieś tam skojarzenie tłukło mi się jednak po głowie.
Gdy Wendy wróciła do pracy, poszłam jej pogratulować.
Wyściskałyśmy się (to Murzynka, baaardzo ekspresyjna i bezpośrednia ;))
Spytałam oczywiście jak się miewa Venice.
Wielkie oczy Wendy wystarczyły, bym zrozumiała, że znowu zaliczyłam wpadkę.

- You mean how is ... Geneva, don't you?

Eh, wiedziałam, że chodzi o jakieś miasto.
Cóż Wenecja nie leży tak daleko od Genewy ;))

Trochę szkoda, że swoich dzieci nie nazwałam na przykład York, Krakow czy Teneryfa.
Wyobraźcie sobie ...
'Niniejszym ogłasza się, że najlepszym studentem roku został pan York Kowalski'.
A może:
'Krakow! Krakow! Chodź pograć w piłkę!'
Albo: 'Teneryfa Kowalska, do tablicy!'
He, he, he ....
Śmiejecie się?
Moja koleżanka uczy w szkole chłopca o imieniu ... London.
A żeby było śmiesznie, chłopak jest uczniem West London Academy.
Jak bum-cyk-cyk! :)

Jako ciekawostkę uznałam też ostatnio informację, że najpopularniejszym imieniem nadawanym w 2011 roku w Wielkiej Brytanii jest ... Mohammed.
Co prawda aż w 12 wersjach (Muhammad, Mohamud, Muhammet itp.), ale jednak.
Zdetronizował wieloletniego zwycięzcę Jack'a.
W drugą stronę pewnie też nie jest łatwo.
Anglik bowiem za Chiny Ludowe nie wymówi imienia Maciek. Wersje pochodne to Madżik (magiczny), Mejżik lub Masek. Jacek to Dżasek, Edyta - Editor (czyli wydawca :)), Wanda - Łonda, a Basia to Bejża lub Baszer (czyli osoba atakująca, waląca kogoś).
A i sami Polacy miewają niezłe problemy, szczególnie z przeliterowywaniem swych pięknych, słowiańskich imion.
Miałam kolegę o imieniu Jacek właśnie.
Spelling nie był jego najmocniejszą stroną.
Najbardziej myliły mu się litery: g,h & j wymawiane:[dżi], [ejdż], [dżej]), ale także a [ej] i [aj] oraz e[i].
Pewnego dnia zdziwił się więc bardzo, gdy przyszedł do niego rachunek na imię ... Jicak.

Mogłabym tak jeszcze długo ...
Ale pora iść spać.
Pa, pa!

Ps. A propos tego, co napisała w komentarzach Czerwonyberberys, to ja również nie mogą się nadziwić niektórym zestawieniom imię-nazwisko, a osoby mające nazwiska nawiązujące do ich zawodu śmieszą mnie podwójnie. Ogólnie w mojej rodzinie zawsze ryliśmy z nazwisk (wiem, że to nieładnie, ale taka już nasza ułomność), czego natomiast mój ślubny nijak pojąć nie może.
Ale powiedzcie sami - przykłady na które się natknęłam osobiście: Katarzyna Przydatek - ginekolog, Czesław Rzeźnik - pracownia futer, reprezentująca jedno z najlepszych liceów w Toruniu - Agnieszka Piernik. Ostatnio przyuważyłam z okien autobusu zakład pogrzebowy prowadzony przez pana Kaina (No ludzie!)




A tu jeszcze link do dyskusji na Forum Humorum o dziwacznych imionach :)

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!