Searching...
środa, 2 listopada 2011

zaduszkowo-gafowo

Nie, nie jestem profanem, skandalistką czy kontestatorką.
Po prostu nie lubię cmentarzy.
Na tzw. groby nie chodzę już od ponad 20 lat; z wyjątkiem angielskich cmentarzo-parków, przez które często - na skróty - wiodą moje ścieżki.

Tam nikogo nie ma.

Ludzie, ci co odeszli, są gdzieś indziej.
Dokładnie nie umiem sprecyzować gdzie (ale na pewno są - to byłoby głupie, gdyby 'po drugiej stronie' było jedno wielkie nic).

Żyją w mojej pamięci i nie chcę wyznaczać sobie specjalnego dnia do rozpamiętywania.
Tak wiem, że beznadziejnie uprościłam, ale ... no nie lubię tego 'święta' i tej dusznej atmosfery i już.
Zawsze też zastanawiałam się, co oznaczają słowa 'niech umarli grzebią umarłych swoich' (Ewengelia Mateusza 8:22) i jakkolwiek nielogiczne mi się one wydawały, przemawiały do mnie. Dla osoby zbyt często oglądającej się wstecz i skupiającej się na rzeczach minionych oznaczały zachętę do spojrzenia w przyszłość.

Tych cmentarzy nie lubię więc też przenośnie.
Aha, nie wierzę też, że moja modlitwa, myśl, energia, zapalona przeze mnie świeczka (czy cokolwiek innego) może mieć jakikolwiek wpływ na losy dusz błąkających się we wszechświecie. Więc chyba to także przekreśla sensowność chodzenia na cmentarze.

Kiedyś jeszcze bawiło mnie wyłapywanie na Powązkach znanych aktorów. A i to, jak miałam jakieś szesnaście z hakiem, mi przeszło.

Choć muszę przyznać, że do tej pory niewiele bliskich mi osób umarło. Ci zaś, co zmarli, odeszli po cichutku, przeżywszy wiele, wiele lat na tym ziemskim padole, powoli przygotowując nas na swoją podróż do lepszego świata.

I może dlatego nie rozumiem potrzeby rytuału.
Wspomnienia mam dobre, niebolesne, nietraumatyczne.
Nie wiem, jak bym myśłała, gdyby to miejsce między krzyżami, wypolerowanym płytami, posągami i rodzinnymi grobowcami przypominało mi o dziecku, ukochanym, znienacka zabranym przyjacielu ...

W Polsce to moje niechodzenie zawsze powodowało mocno napiętą atmosferę, bo wszyscy szli.
Na jeden cmentarz, na drugi, trzeci ... Dyskutowali, kto ma kupić jakie wianki, kto ile wydał na znicze i dlaczego tak mało.

A tu w Anglii ... nareszcie poczułam uwolnienie.
Wyludnione cmentarze nie wzbudzają we mnie wyrzutów sumienia, że kogoś obrażam.

Ostatnio jednak, pozostając w błogiej nieświadomości, udało mi się jednak kogoś porządnie zgorszyć.
Umawiałam się z jedną klientką, tak się złożyło, że Polką. Wykręcając numer zerknęłam kątem oka na jej datę urodzenia. 1 listopada. Pasuje idealnie. Akurat mam 'okienko'.
Po chwili rozmowy zaproponowałam wesołym głosem termin spotkania:

To może umówimy się w Pani urodziny?! -
powiedziałam zadowolona z siebie.

Że niby dowcipnam i bystram.

W słuchawce zapadła głucha cisza, której żadna z nas nie umiała przerwać.
Ona, bo chyba była zbyt zszokowana moim chorym pomysłem, a ja, bo za grosz nie mogłam pojąc, co ją tak zatkało?
Przecież to tylko dwugodzinne spotkanie!
Nie zepsuję jej chyba całego świętowania? Na tort znajdzie się na pewno czas.

Ale ... no wie pani, taki dzień ... - wydukała w końcu.

"C'mon lady, get a life!" - pomyślałam sobie w duchu, wkurzając się już trochę na jej jaśniepanieństwo. W końcu ja też mam rzeczy do zrobienia i nie będę wisieć na drucie przez godzinę.

Ja jednak w taki dzień wolałabym pobyć sama, no, rozumie pani ...


Zrozumiałam (rychło w porę, ale jednak).

Mówią, żeby gaf najlepiej nie odkręcać, bo się zabrnie jeszcze bardziej.
Chrząkając nerwowo potulnie zaproponowałam więc datę 3-go listopada, na co pani - w lekkim jeszcze szoku - przystała.
I rozłączyłam się.


Jak się okazuje, nie trzeba różnic międzykulturowych, by kogoś obrazić swoją ignorancją i obcesowością.

***
A dzisiaj - przewrotnie - poszłam na cmentarz. Tak z ciekawości.






I kto mówi, że Anglicy nie odwiedzają i nie stroją grobów? :)



środa, 2 listopada 2011


2011/11/02 07:14:55
Ja odbywam rajd po cmentarzach, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że tam, gdzie nie jest to połączone ze spotkaniem z rodziną, jest to trochę... bez sensu. Przyszliśmy z Mężem na cmentarz, położyliśmy, co mieliśmy i poszliśmy. Bo trzeba, bo wszyscy idą. A ja czasem mam potrzebę powspominania swoich zmarłych (bo w moim przypadku odeszły też osoby bliskie) i wtedy jadę na cmentarz ot tak, spontanicznie. Pewnie inaczej będzie wtedy, gdy my przejmiemy opiekę nad grobami, w sensie sprzątania, płacenia itp. I użerania z "właścicielami" grobów sąsiednich, narzekających, że "znów mi pani obcasami podziurawiła ziemię i rozsypała żwirek". Wtedy to już będzie cały rytuał. Niekoniecznie przyjemny...

A gafa - uśmiałam się do łez :)

2011/11/02 08:56:30
Fakt, gafa.Ja też nie chciałabym się umówić w swoje urodziny, chociaż wypadają kiedy indziej.

2011/11/02 10:25:08
@Żono, ja też wspominam zmarłych, moich i nie moich. Ale nie na cmentarzu, bo to miejsce mnie złości, przypomina o tych wszystkich zabranych przedwcześnie, bezsensownie, nieodwracalnie ... 

Strona "formalna" mnie przeraża. Nie wiedziałam, że koło tego tyle chodzenia. Moja rodzina jakoś tak ma te groby od pokoleń, a moja teściowa to nie dość, że wykupiła, obudowała i wygrawerowała sobie grób (brakuje tylko daty śmierci), to jeszcze co roku chodzi go czyścić. Niby zrobiła to dla nas, żebyśmy nie mieli problemów, ale dla mnie to jakieś z lekka koszmarne pucować swój własny nagrobek.

Zatargów  cmentarnych nie doświadczyłam, ale myśle, że "administracyjne" aspekty coraz częściej pchają ludzi do alternatywnych rozwiązań.

W kontekście organizacyjnym, u mnie dochodzi jeszcze aspekt mieszkania w innym kraju...  (ale na razie o tym nie myślę). 

@danasoch - a widzisz, ja tego aspektu też nie wzięłam pod uwagę ;)
Ja nie obchodzę swoich urodzin. Dla mnie to więc 'dzień jak co dzień'. W takim razie gafisko podwójne :(

2011/11/02 16:05:57
Przyznam,nie lubię pierwszolistopadowej histerii,obchodzenie tego święta staje jakby bardziej powierzchowne-znicze coraz bardziej wymyślne,rosną niczym wieżyczki.Dawniej wystarczyły zwykłe,skromne,teraz są takie brzydkie kiczowate.Jeśli jestem w tym dniu u rodziców najczęściej zostaję w domu "na gospodarce",a oni niech się "laszczą" Co innego pójść na cmentarz wiosną,zwłaszcza jeśli to jakieś wiekowe miejsce...

2011/11/02 18:08:17
Fidrygauka, opieka nad grobami na odległość jest teraz chyba dużo prostsza. Są przecież firmy, czy osoby prywatne, którym zapłacisz, a one wyczyszczą, ustawią, co trzeba i zdjęcie wyślą do kontroli. Ale mnie też to jakoś przeraża, że w sytuacji, kiedy będę się musiała tym zająć, nie będę umiała ogarnąć sytuacji.
2011/11/03 13:18:55
@ankhastyl - faktycznie, eskalacja tandety jest przerażająca :)

@Żono, jest to faktycznie jakieś rozwiazanie ...




0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!