Searching...
czwartek, 6 października 2011

w obronie taty

Moja koleżanka - ku jej wielkiej rozpaczy - została zwolniona z pracy.
Wiedziała, że kontrakt będzie trwał tylko rok, ale jednak się łudziła, że jakimś cudem przedłużą jej umowę.
Niestety cięcia budżetowe są nieubłagane.
I wierzcie lub nie, ale są realizowane - za to podziwiam rząd Camerona, że mimo iż ledwie co odzyskali władzę po bajzlu, który w wielu dziedzinach życia publicznego narobili lewicowcy, mimo iż ryzykują przegraną w następnych wyborach, zabrali się ostro do roboty.

To co obiecali, zaczęli realizować i to od pierwszego dnia rządów.

A zaczęli od ... prikazu, by gminy radykalnie zredukowały swoje wydatki. Budżet zatrudniającej mnie londyńskiej, dość sporej i bogatej (więc niereprezentatywnej) gminy został zmniejszony o 80,000 funtów MIESIĘCZNIE !!!
Parędziesiąt osób musiało się zatem z ciepłymi posadkami w budżetówce pożegnać.
W lipcu był pożegnalny lunch, 'Sorry you are leaving' cards, parę uścisków i Amanda wyskoczyła z układu trybików.

Przykro było tym bardziej, że kolejna znaleziona przez nią w pośpiechu praca była z kategorii 'z braku laku' czyli niezupełnie po linii wykształcenia i w poprzek dotychczasowego doświadczenia, a mianowicie w przedszkolu.

Przy całym szacunku moim do pań przedszkolanek ... nie mogłabym takiej pracy wykonywać, bo bym ZWA-RIO-WA-ŁAAAAAA!

Przeżycie jednej wycieczki szkolnej było dla mnie nie lada wyczynem, a co dopiero codzienne wycieranie zasmarkanych nosów, pocieszanie beks, ujarzmianie 'żywych sreberek' czy tłumaczenie jak krowie na rowie, szczerząc się przy tym od ucha do ucha i zachwyjąc się byle narysowaną kreseczką.
I te nieustające odpowiadanie na pytania!
Uchowaj Panie!

Amanda uśmiechając się przez łzy podjęła zatem nie lada wyzwanie.
A że dzisiaj przechodziłam koło jej nowego miejsca pracy, wdepnęłam na słówko. Normalnie by mnie nie wpuścili na teren placówki, w której są dzieci, ale skorzystałam z mojego firmowego identyfikatora i wślizgnęłam się na 10 min. do klasy.

Przechodząc przez korytarz moje oko przyuważyło graf przedstawiający liczbę dzieci w szkole (przedszkole przyszkolne - trochę inny system niż w Polsce) i języki, jakimi posługują się uczniowie.
Na 276 uczniów ... 98 to byli Polacy!!!
Ponad 1/3.

Jak się wydało, że też jestem Polką, to obsiadło mnie towarzystwo i dalejże jazgotać, że "Plose pani a ja wyciełem taki papielek", "A ja bym chciał dostać na ujodziny jowejek", "Plosem pani a jak pani ma na imie?"
Czyli przedszkolny standard.

Nagle zobaczyłam metr ode mnie z lekka przerażoną i wyglądającą na nieśmiałą dziewczynkę, która trzymała w buzi trzy palce i gryzła je z całej siły.
Wyjęłam jej rączkę z buzi i zapytałam czy się denerwuje. Nowa w przedszkolu może ...

A dziewczynka wzięła głęboki wdech i zaczęła trajkotać jak nakręcona: Ona tak, tak ona się denerwuje, bo mamusia krzyczy na tatusia i ona nie lubi jak mamusia tak krzyczy, bo on tylko pracuje i jak przychodzi to się nimi nie zajmuje, bo on ich już nie lubi. I tylko ogląda takie brzydkie filmy, takie wie pani, o zabijaniu. I zębów nie chce ze nią myć!

W tym momencie udało mi się na chwilę przerwać tę tyradę i zapytać się, czy moja, jak się okazało, imienniczka choć raz poprosiła tatusia o to, by te zęby może jednak z nią umył.
Nie, bo ja go nie lubię. Lubię tylko mamę! - wykrzyczała mi w nos małolata.

Idź ty dziecko dziś do domu, daj tatusiowi buziaka, ukochaj go, jak przyjdzie z pracy i ładnie poproś, by ci umył ząbki - chciałam jej powiedzieć, ale akurat była przerwa, ja musiałam pędzić do następnego klienta, a poza tym ... to dziewczę by i tak mnie nie posłuchało.
Za bardzo było nastawione przez mamusię.

Skąd wiesz? - możecie spytać.

Owszem, nie znam sytuacji rodzinnej tego dziecka. Nie znam tatusia, który być może jest kawałem chama i gbura. Może faktycznie nie lubi się zajmować dziećmi i jest kanapowym leniem. Mamusia może mieć mocne argumenty w ręku i uzasadnione żale.
Doświadczenie mi jednak podpowiada, że czteroletnie dzieci, NIENAKRĘCANE i NIEWIKŁANE W PROBLEMY DOROSŁYCH, nie będące wiadrem, do którego sfrustrowane mamusie wylewają swoje emocjonalne pomyje, raczej tak o swoich tatusiach nie mówią.

Nawet dzieci bite 'kryją' swoich rodziców, nawet dzieci pijaków próbują ich usprawiedliwić. Pokrętna to logika, na którą potężny wpływ mają negatywne emocje, ale tak często jest.
Natomiast dzieci ziejące nienawiścią budzą moje podejrzenia.

Ale może się mylę.

Nie wierzę jednak w idealne mamusie i podłych tatusiów.





czwartek, 8 października 2011



2011/10/07 13:18:25
A ja z zupełnie innej beczki. Zastanawia mnie na ile te dzieci nowej emigracji będą poczuwać się do swoich korzeni i znać język polski. Ja po socjologii jestem, to mam takie skrzywione zainteresowania ;) Zwłaszcza, że spedziłam 10 lat temu pół roku w USA i miałam wrażenie, że dzieci tamtejszych polskich emigrantów raczej chcą jak najszybciej zapomnieć o swoim pochodzeniu, rodzice także jakoś specjalnie nie dbają o to. Podobnie jest w Niemczech. Z tym, że emigracja brytyjska to chyba jednak trochę innyrodzaj. Raczej lepiej wykształceni i młodzi. No i nie zrywający kontaktu z Polską.

2011/10/07 13:35:47
@trina27

To też zależy od rodziców. Mieszkam w Niemczech (i to już długo), i sporo moich krewnych też - znam przykłady osób urodzonych już tu, a mówiących po polsku równie dobrze jak po niemiecku, a znam i takie które polskiego zaczęły się uczyć dopiero w wieku nastoletnim, mimo że urodziły się w Polsce.

2011/10/07 16:19:41
Hej trina@27 i nudniejszy ;)
Ciekawa kwestia. Temat jest jak rzeka. Dlatego też poświęcę temu oddzielny wpis. Ale to dopiero po poniedziałku. Pozdrawiam.

2011/10/07 16:35:18
Ja z kolei nie wierzę w idealnych tatusiów i podłe mamusie.
Może dlatego, że mój były był (i chyba jest) ten idealny, a ja podła wywłoka...? Moja była teściowa zawsze robiła dzieciom pranie mózgów - oczywiście delikatnie pytając o mnie i komentując po swojemu. Ale teraz mi to lotto ;))) Zła byłam i zła zostanę. Ktoś musi.

2011/10/07 19:31:20
@rest - w taką kombinację też nie wierzę (Precz ze skrajnościami! :)) i też mam podobną 'mamusię', ale przymykam na to oko (i ucho). Taka ich rola, by jątrzyć (choć ja sobie mówię, że będę inna :)).
Ale przeraża mnie, że nawet jak się rodzice nie dogadują to tak drastycznie angażują w to dziecko, że wylewa ono swoje żale bez opamiętania pierwszej napotkanej przypadkowo osobie.

2011/10/07 20:38:44
Jak już tu jestem, to odniosę się do tematu notki ;)

Zgadzam się. Dzieci kochają rodziców, oboje. To nie tylko normalne, ale i ważne, bo rodzice, to jak odnoszą się do dziecka, ale i do siebie nawzajem, są najważniejszym wzorcem, z którego dzieci korzystają kiedy później układają sobie własne relacje z innymi ludźmi.

Mam wśród znajomych osoby, którym nie udały się związki. Ale pomimo całego żalu do byłego partnera, nie nastawiają dzieci przeciw niemu, wręcz przeciwnie, starają się żeby dzieci utrzymały kontakt z drugim rodzicem. Rodzic, który rzeczywiście kieruje się dobrem dziecka, tak właśnie postępuje.

2011/10/07 22:00:20
"Rodzic, który rzeczywiście kieruje się dobrem dziecka, tak właśnie postępuje."
Tak mi się właśnie wydaje. Wiem, że to niełatwe, żeby się nie poslugiwać dzieckiem, ale przy odrobinie dobrej woli ...

2011/10/12 10:13:03
Trina27, zgodnie z obietnicą ... :)

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!